sobota, 25 lipca 2015

Guardian Angel #1

Hejka :)
Nim zaczniecie czytać, włączcie sobie jakąś dramatyczną muzyczkę ;) Będzie się Wam lepiej czytało... Polecam to: >>klik<< lub to: >>klik<<
Miłego czytania :) 


Rozdział 1.
"Jednorożec"

- Wstawaj, leniu, bo spóźnisz się do szkoły! - Usłyszałam głos zaraz przy uchu. Przerażona odskoczyłam od źródła dźwięku, otworzyłam oczy i jak zawsze rano, zostałam oślepiona przez światło, wdzierające się do pokoju mimo firanek. Powoli przyzwyczaiłam się do blasku słońca i ujrzałam czyjeś plecy znikające w drzwiach. Wiedziałam, że pewnie poszedł zrobić śniadanie. Miałam cudownego najlepszego przyjaciela, który zawsze mi gotował, bo wiedział jak bardzo beznadziejna w tym jestem. Znał mnie jak nikt. Nigdy nie zapomnę, jak go poznałam...

Padał deszcz. Jechałam ze swą mamą samochodem, bo pierwszy raz zawoziła mnie do przedszkola. Miałam wówczas pięć lat i jak wszystkie pięciolatki, kochałam swoje zabawki, a najbardziej jedną - pluszowego jednorożca. Siedziałam na tylnym siedzeniu samochodu i wystawiając głowę oraz jednorożca przez okno, udawałam, że on naprawdę umie latać. Gdy zaczęło padać, mama krzyknęła, że mam zamknąć okno, bo fotele będą mokre. Nienawidziłam, gdy krzyczała. Jej głos z ciepłego szeptu przyjemnego dla ucha, zamieniał się w straszliwy, chłodny ryk. Tak to wówczas widziałam. Przestraszona, podskoczyłam na siedzeniu jak oparzona. Uderzyłam głową o ramę okna i... upuściłam jednorożca wprost w dopiero powstałą kałużę.
- Nie! - krzyknęłam załamanym z żalu głosem - Mamo, zatrzymaj się!
- Co się stało!? - Mama była zaniepokojona krzykiem, ale bała się odwrócić wzrok od jezdni.
- Mój jednorożec... błoto... nie... kałuża... on... okno... wypadł... - Płacząc i krzycząc jednocześnie, nie mogłam posklejać w głowie zrozumiałego zdania. Ale miałam pięć lat... Kto by mnie za to winił?
- Trudno. Nie zawrócę teraz, bo jest ślisko. Jeszcze wpadniemy w poślizg! Oddałabyś życie za głupiego pluszaka?! - wrzeszczała coraz bardziej zdenerwowana mama.
- TAK! - Straszna odpowiedź padła z moich ust. Mama odwróciła się do mnie, zaskoczona tą odpowiedzią i straciła panowanie nad kierownicą. Uderzyłyśmy autem w czyjąś szopę lub składzik na narzędzia. Po twarzy pociekła mi strużka krwi, bo fotel zbliżył się zbyt bardzo do mojej twarzy lub moja twarz do niego. Spojrzałam na mamę...
krewkrewkrewkrewkrewkrewkrewkrewkrewkrewkrewkrewkrewkrewkrewkrewkrewkrew
Krew była jedynym wyróżniającym się obiektem wśród kawałków szkła i plątaniny kabli oraz przewodów. Twarz mamy była tak pokaleczona szkłem, że nie mogłabym ustalić, gdzie są usta, a gdzie oczy, gdyby nie szyja (również zraniona i zakrwawiona).
- Ty oddałaś - szepnęłam cała w łzach i straciłam przytomność, ale nie tylko przytomność... Także mamę.


***



- Skarbie... zobacz czy jeszcze śpi... - usłyszałam stłumiony przez coś głos.
- Tak, mamusiu! - Poczułam dotyk na policzku. Mimowolnie wzdrygnęłam się. W porównaniu do mojej rozpalonej gorączką skórą, czyjaś dłoń była wręcz chorobliwie lodowata. - Mamusiu! Ruszyła się! 
Coś z chrzęstem upadło na podłogę i usłyszałam stukot kroków.
- Odsuń się troszkę. - Ktoś upadł na podłogę.
- Mamusiu, uważaj...
- Nic się nie stało, skarbeńku. Maleńka, słyszysz mnie? Jeśli tak ściśnij moją rękę. - Poczułam czyjąś smukłą, ciepłą dłoń w swojej rączce. Zacisnęłam na niej paluszki.
- Dobrze! Dasz radę otworzyć oczy? - Dałam radę. Zobaczyłam nachylającą się nade mną kobietę w średnim wieku, bardzo ładną, jeśli nie liczyć wyrazu zmartwienia na jej twarzy. 
Odsunęła się trochę, dzięki czemu byłam w stanie zauważyć małego chłopca, który mógł mieć z 6-7 lat. Spod jego bujnej, czarnej czupryny z zaciekawieniem spoglądały na mnie ogromne, ciemne oczy.
- Już ci lepiej? - zapytała kobieta.
- Ta.. ak - odpowiedziałam słabym, cieniutkim głosikiem. Odchrząknęłam parę razy, aby mój głos zabrzmiał pewniej i powtórzyłam to samo.
- Śpij, musisz odpocząć. Pójdę po coś do zbicia gorączki. - Kobieta wyszła z pokoju, ale chłopiec został. Usłyszeliśmy, jak otwiera i zamyka szafki, podśpiewując pod nosem. Wróciła i rzekła: - Niczego nie znalazłam. Pójdę do apteki. - A potem zwróciła się do chłopca i powiedziała: - Zostaw ją samą, synku. Musi się przespać. - Chłopiec wstał z krzesła, na którym uprzednio usiadł i już miał wyjść z pokoju, kiedy powiedziałam, żeby został, bo boję się zostać sama. Kobieta wyszła z domu. Zostaliśmy sami. Zapadła niezręczna cisza, ale nie chciałam rozmawiać, więc nie przerywałam jej i zaczęłam rozglądać się po pokoju.
Był jakiś taki szaro-bury. Ściany pomalowane na ciemnobrązowo "zlewały się" z meblami również tegoż koloru. Owe meble stały przy ścianie naprzeciw drzwi i w sumie wyglądały jak meblościanka, na której były poumieszczane zdjęcia dzieci, dorosłych i jakichś krajobrazów w czarnych ramkach oraz kilka książek. Jedynym wyróżniającym się zdjęciem było to, na którym rodzina stała objęta pod jakimś ogromnym drzewem, ale rzucało się w oczy, tylko dlatego, że miało złotą oprawę i stało pośrodku półki. Pod "wspominkami" stał ogromny telewizor.  Na ścianie po lewej stronie było tylko wielkie okno z usychającymi kwiatkami na parapecie. Na kolejnej ścianie były drzwi (ciemnobrązowe!) i ciemnobrązowa kanapa oraz dwa fotele wykonane z imitacji skóry. Nad sofą wisiał obraz martwej natury w barwach (co za niespodzianka!) szaro-brązowych. Przy kolejnej ścianie stało ciemnobrązowe (!) łóżko z śnieżnobiałą kołdrą i poduszkami tegoż koloru. Było dość wygodne (co mogłam stwierdzić, bo na nim leżałam). Przy nim stała szafka nocna z lampką (zgadnijcie jakiego koloru!) i zdjęciem jakiegoś wąsatego mężczyzny oraz brązowe krzesło, na którym siedział chłopiec. On i dywan byli jedynymi czynnikami wyróżniającymi się kolorem. Chłopiec ubrany był w niebieski podkoszulek z motywem ścigających się aut i beżowe spodnie, a dywan był "strzępkiem kolorów". Był maksymalnie wielobarwny. Oceniłam, że pokój "ujdzie w tłumie, ale kolorystyka to totalne dno". 
Zorientowałam się, że chłopiec obserwuje mnie, więc też na niego spojrzałam.
- Czy ty wiesz, że... - odrzekł po długieeej chwili ciszy i zaczął się jąkać, jakby nie wiedział, czy powinien mówić dalej i spojrzał na mnie przerażony.
- Wiem. Zginęła. Przeze mnie - powiedziałam beznamiętnym tonem, a potem wybuchnęłam płaczem. Wstał i przytulił mnie nieśmiało, na co zaczęłam jeszcze bardziej płakać, mocząc mu łzami podkoszulek.
- Na pewno nie przez ciebie - rzekł cicho, na co zaprzeczyłam i opowiedziałam mu, co się stało. Jako pierwszy i ostatni usłyszał tę historię. Tylko on. Nikt inny.
- Nie możesz się obwiniać, za to, co się stało! To nie twoja wina. A właśnie... - powiedział z uśmiechem. Wyszedł, a potem wrócił do mnie z czymś za plecami. - Gdy jechało tu pogotowie ratunkowe, znaleźli to w kałuży i zabrali ze sobą. Potem, gdy mieli już odjeżdżać, dali mi go i powiedzieli "Opiekuj się nim dobrze". Mama wyprała go dla mnie, ale z tego, co usłyszałem, sądzę, że jest twój, więc proszę. - Podał mi mojego byłego ukochanego - pluszowego jednorożca, którego znienawidziłam w jednej chwili. 
- Zabierz to ode mnie! Przez niego zabiłam mamę! - wrzasnęłam.
- To ja pójdę go wyrzucić... - Nie zrobił tego, o czym wtedy jeszcze nie wiedziałam. Schował go pod swoje łóżko, a potem wrócił. - Naprawdę wiem, jak się czujesz...
- Nie wiesz! Twoja mama żyje, a mi nie został nikt. Tata zginął pod kołami samochodu lata temu! - Irytował mnie ten mały. Chciałam się nad sobą poużalać, a on mi na to nie pozwalał.
- Mój tatuś też nie żyje. - Teraz on się rozpłakał. - Został zamordowany rok temu. Po śmierci taty, mamusia była bardzo zła. Ciągle na mnie krzyczała, ale wtedy przyjechał mój brat z internatu i cytując znaną osobę, przytulił ją i powiedział, że "gniew to mszczenie się na samym sobie za głupotę innych". Potem już tylko płakała, codziennie chodziła na jego grób i modliła się. Robi to nadal, ale już nie tak często, bo jak to stwierdziła "niebo już mu wyprosiła". - Chłopiec płakał bardziej rzewnie niż ja, co ogromnie mnie zaskoczyło, bo przecież to już rok. Czy za rok też będę tak płakać? Czy może zbyt źle znałam rodziców? W końcu niemal ciągle byli w pracy i widzieliśmy się bardzo rzadko...
Brak jakiekolwiek reakcji z twojej strony zmusił chłopca do wyjścia z pokoju.


***



Po jakimś czasie wyzdrowiałam i zapewne zostałabym przeniesiona do domu dziecka, ale wtedy matka tego chłopca natychmiast zaproponowała, że z chęcią cię zaadoptuje. Od tego momentu zamieszkałam w tym szaro-burym (raczej brązowym) pokoju, który teraz wyglądał zupełnie inaczej. Taehyung został moim najlepszym przyjacielem. Gdy byłam wyśmiewana z powodu europejskich korzeni ojca i błękitnych oczu, zawsze mnie bronił, przez co często miał jakieś siniaki. W wieku 10 lat w szkole z okazji Dnia Matki wszyscy robili laurki. Jednak ja nie miałam nikogo, komu mogłabym ją zrobić, więc płakałam w kącie sali, a dzieci się ze mnie śmiały. Rok później zrobiłam ją dla mamy swego najlepszego przyjaciela. Zaakceptowałam ją jako matkę, ale w dniu 18 urodzin syna zachorowała i niedługo potem zmarła. Zostałam mu tylko ty.



Rozpłakałam się, wspominając to przykre dzieciństwo. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i poszłam do kuchni.


CDN.

Dotrwaliście do końca?
Zostawcie ślad w postaci komentarza i napiszcie, czy się Wam podobało.
Taeyeon

2 komentarze:

  1. Co Ty ze mną zrobiłaś? ^^ Teraz płaczę już od kilku minut...
    Piękne!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;D Ma się ten talent xD Dziękuję ślicznie <3

      Usuń