Wracam do Was po tygodniu z nowym opowiadaniem. Przepraszam,że tak późno, ale wystąpiły pewne komplikacje i no nie miałam jak pisać, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Czyli w tłumaczeniu: Napisałam ponad 10 scenariuszy, w tym dwa wielorozdziałowe opowiadania i mam dokładnie 28 pomysłów na scenariusze, ale weny, żeby przepisać tu "ni ma" xD
Poza tym chciałam zmienić wygląd bloga i udało mi się to za sprawą świetnej graficiarni, której bardzo dziękuję. Mnie efekt się bardzo podoba, a Wam? Dodatkowo dodałam tu playlistę, żeby lepiej się Wam czytało. Ma 47 piosenek, które słucham w ostatnim czasie.
Opowiadanko z Jungkookiem dla Jessicy będzie fantastyką, ale mimo to mam nadzieję, że się Wam spodoba i zamawiającej...
(Kiedy ona w końcu przestanie nas zanudzać?) Już kończę xD
Miłego czytania <3
PROLOG
Ludzie mawiają, że istnieje wiele równoległych wymiarów. Mylą się. Są tylko dwa.
Jeden należy do nich. To świat ludzi, po którym błąkają się bez ładu i składu ciągle zastanawiając się nad sensem życia, który my znamy doskonale. Ludzie żyją po to, żeby spełniać marzenia. Niektórzy nie wierzą, że to możliwe. My wiemy, że na świecie nie ma rzeczy niemożliwych.
Ludzie często płaczą po nocach, bo ich marzenia się nie spełniają.
Spełniłyby się, gdyby bardziej w to wierzyli.
Spełniłyby się, gdyby się starali.
Spełniłyby się, ale... szczęściu trzeba pomóc.
Spełniłyby się, ale marzeń nie można tak po prostu porzucać, gdy ktoś inny je wyśmieje.
Gdyby trzymali się tych "zasad", w ich oczach pojawiłyby się łzy.
Łzy szczęścia.
Dla wielu marzenia wydają się nieosiągalne, tak jak przedostanie się do naszego wymiaru. My natomiast nie mamy z tym problemu. Przechodzimy do nich, gdy tylko mamy taką chęć. A to znaczy tyle, że możemy spełniać ich marzenia. "Możemy" nie znaczy tego samego co "chcemy".
Wiele marzeń wyklucza się nawzajem. Kilka osób dąży do jednego celu. W ten sposób w naszym wymiarze, powstają wojny, bo mimo, że większość z nas nie chce spełniać marzeń tak pospolitych istot jak ludzie, niektórzy tego pragną... A o marzenia trzeba walczyć i choć dla nich to metafora, my traktujemy to na poważnie.
Aby zapobiec rozlewowi krwi zaczęto organizować Walkę Marzeń. Ostatnia osoba, która zostanie przy życiu może spełnić trzy życzenia. Reszta umiera. Za nich. Za ludzi i za ich marzenia, które umierają razem z nami. Dlaczego, więc to robimy? Czy to ma jakikolwiek sens? Tego sama nie wiem. Wiem tyle, że mój powód jest bardzo dobry. Tak, w tym roku też startuję do Walki Marzeń. Czemu? Opowiem wam tę historię...
Rozdział 1
"Łza"
Stałam na środku Dowództwa w ogromnej kolejce, która mimo upływu godzin nie malała, lecz powiększała się i drżałam z zimna, gdyż ktoś w zimie włączył klimatyzację. Jakim trzeba być idiotą, żeby w zimie się chłodzić? W sumie to rozumiałam, dlaczego starano się utrzymać tu jak najniższą temperaturę. Było tutaj kilku lodowych aniołów wysłanych specjalnie na inicjację. My, aniołowie marzeń, od zawsze im zazdrościliśmy, bo wyglądali na utkanych srebrną, połyskującą nicią, która pod słońce mieniła się na tęczowe kolory, ale w sumie to dość straszne - móc się roztopić gdy tylko wzrośnie temperatura. Brrr... Czasami naprawdę cieszyłam się, że jestem zwykłą, przeciętną anielicą marzeń, a nie oszałamiająco piękną anielicą o bryle lodu w miejscu serca. A czasami nie...
Byli tu po to, by nie wpuszczać nas ze współczucia. Przez drzwi naprzeciw kolejki mogli przejść tylko ci, którzy pozytywnie zdali test umysłu, a nie ci, nad którymi się zlitowano. Sprawdzian polegał na tym, że lodowy anioł dotykał ochotnikom skroni i przez parę minut chłodno badał umysł, sprawdzając powód chęci wystartowania w Walce Marzeń. A mój był wystarczająco dobry, żeby mnie przepuszczono, więc byłam w stu procentach pewna, że to zrobią. Musieli to zrobić. Nie sprawdzałam tysiącstronnicowego kodeksu na marne. Chyba...
Po kilkunastu minutach nareszcie nadeszła moja kolej. Lodowy anioł, który wyglądał bardzo znajomo (?) dotknął mojej skroni, a ja porażona lodowatością jego dotyku, zapadłam jakby w trans. Widziałam dokładnie jego szczupłą sylwetkę i wzrok przeszywający mnie na wskroś, a także słyszałam wszystkie pytania skierowane w moją stronę, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Zamiast tego wbrew mojej woli, moja własna podświadomość opowiadała mu całą historię. Historię, której nie usłyszał nikt. Aż do teraz.
Zauważyłam, że pod koniec opowieści otworzył szerzej oczy i jakby się rozkojarzył, a ja usłyszałam w umyśle pytanie "Dlaczego?", na które szybko i wyczerpująco odpowiedziała moja podświadomość. Po usłyszeniu wszystkiego, odskoczył, spojrzał na mnie przerażony, rozejrzał się wokół i po upewnieniu się, że nikt nie zawraca sobie nami głowy, pociągnął mnie do bocznej komnaty. Puścił mnie dopiero w środku. W samą porę, bo zaczęłam czuć, że zamarza mi nadgarstek. Pewnie tu tacy jak on odpoczywali, bo wszystko, oprócz paru dodatków, było z lodu. Podobno zaglądanie w czyjś umysł jest bardzo męczące. Mimowolnie zaczęłam szczękać zębami, gdyż Marzyciele nie byli, nie są i nigdy nie będą przystosowani do tak niskich temperatur. Lodowy zabrał z zamarzniętej kanapy błękitny koc i okrył nim moje ramiona.
- Jessie, czy ty na pewne wiesz, w co się pakujesz? - powiedział, a ja podniosłam na niego wzrok. Dopiero słysząc jego pełen zmartwienia głos, rozpoznałam go. To była moja pierwsza miłość. Taehyung. Ale po tym jak straciliśmy kontakt, gdy on wystartował do walki, nie miałam pojęcia, czy mu się udało. Czyli spełnił swoje marzenie? Został lodowym aniołem? Po co? To prawda, że wyglądał teraz jeszcze bardziej oszałamiająco, jeśli to w ogóle było możliwe, ale za jaką cenę? Lodowy musiał wyzbyć się samego siebie. Już nigdy nie porozmawiam z tym wesołym, szalonym, a jakże troskliwym i uczuciowym Taehyungiem. Przepadł. Mój Tae... Z którego śmiercią już zdążyłam się pogodzić. Tae, który pocieszał mnie, gdy zginęli moi rodzice. Tae, który płakał razem ze mną. Tae, który zeswatał mnie ze swoim najlepszym przyjacielem mimo, że był we mnie zakochany, bo wiedział, że chciałam chodzić z Seokjinem. Tego Taehyunga już nie było. I nigdy już nie wróci.
- Wiesz, że możesz zginąć? - ciągnął dalej, utrzymując kontakt wzrokowy z moimi załzawionymi oczami.
- Wiem. A ty wiesz, że myślałam, że nie żyjesz?
- I twój powód wydaje ci się wystarczająco dobry? - Czyli, że jego już naprawdę nie było. Nie znał dawnego siebie. Lub... Nie chciał znać.
- A tobie nie?
- W sumie to... Posłuchaj! Rozumiem, co czujesz, ale... To minie. Uwierz mi, sam to przechodziłem... Z resztą ty też i... Minęło. - Czyli Tae wciąż był sobą? W środku? Czyli to co do mnie czuł minęło? Czyli miał rację i już nic do niego nie czułam? Czyli... To było kłamstwo?
- Teraz będzie inaczej. Na pewno - dodałam głośniej, niż zamierzałam, nie dając rady dłużej ukrywać swojego poirytowania.
- Próbujesz do tego przekonać mnie czy siebie? - zapytał z lekkim drżeniem w głosie.
- Nas oboje.
- Według ciebie warto?
- A według ciebie nie?
- Aż tak bardzo...? - nie dokończył, lecz mimo to wiedziałam, o co mu chodzi.
- Tak - stwierdziłam stanowczo, a on odwrócił wzrok, jakby to słowo go zabolało. Może nawet naprawdę tak było?
- Nie mogę uwierzyć, że już nigdy się nie zobaczymy. - Zrzucił maskę?
- Nie wierzysz we mnie? - posmutniałam. Mimo, że już go nie kochałam, był dla mnie kimś ważnym. Kimś postawionym trochę wyżej niż najlepszy przyjaciel. I już tak zawsze będzie...
- Wierzę i właśnie dlatego to mówię - powiedział szeptem i zbliżył się o krok. - Ostatni raz?
- Tae... Czy ty nadal...?
- Rób, co uważasz za słuszne. Tylko... Przeżyj. I pamiętaj, że... - przerwał i delikatnie połączył nasze usta. Przyjemne zimno rozeszło mi się po całym ciele. - Nadal cię kocham.
- Czemu się ze mną nie skontaktowałeś?
- Bo nie myślałem, że tak łatwo cię stracę. A czy... - wyjąkał. - Czy gdybyś wiedziała, coś by się zmieniło?
- Ja... - zaczęłam.
- Nie ważne. Wolę żyć z myślą, że byś została. - Uśmiechnął się przez łzy. - Przepraszam. - Wyszedł z bocznej komnaty, ale nim to zrobił, na lodową posadzkę upadła jego pojedyncza łza, roztapiając lód i ukazując marmurowe płytki.
I w tej chwili zrozumiałam, że właśnie straciłam jedyną żyjącą osobę, która mnie kochała całym swoim sercem.
Straciłam go dla marzenia, które nawet nie było moje.
Byli tu po to, by nie wpuszczać nas ze współczucia. Przez drzwi naprzeciw kolejki mogli przejść tylko ci, którzy pozytywnie zdali test umysłu, a nie ci, nad którymi się zlitowano. Sprawdzian polegał na tym, że lodowy anioł dotykał ochotnikom skroni i przez parę minut chłodno badał umysł, sprawdzając powód chęci wystartowania w Walce Marzeń. A mój był wystarczająco dobry, żeby mnie przepuszczono, więc byłam w stu procentach pewna, że to zrobią. Musieli to zrobić. Nie sprawdzałam tysiącstronnicowego kodeksu na marne. Chyba...
Po kilkunastu minutach nareszcie nadeszła moja kolej. Lodowy anioł, który wyglądał bardzo znajomo (?) dotknął mojej skroni, a ja porażona lodowatością jego dotyku, zapadłam jakby w trans. Widziałam dokładnie jego szczupłą sylwetkę i wzrok przeszywający mnie na wskroś, a także słyszałam wszystkie pytania skierowane w moją stronę, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Zamiast tego wbrew mojej woli, moja własna podświadomość opowiadała mu całą historię. Historię, której nie usłyszał nikt. Aż do teraz.
Zauważyłam, że pod koniec opowieści otworzył szerzej oczy i jakby się rozkojarzył, a ja usłyszałam w umyśle pytanie "Dlaczego?", na które szybko i wyczerpująco odpowiedziała moja podświadomość. Po usłyszeniu wszystkiego, odskoczył, spojrzał na mnie przerażony, rozejrzał się wokół i po upewnieniu się, że nikt nie zawraca sobie nami głowy, pociągnął mnie do bocznej komnaty. Puścił mnie dopiero w środku. W samą porę, bo zaczęłam czuć, że zamarza mi nadgarstek. Pewnie tu tacy jak on odpoczywali, bo wszystko, oprócz paru dodatków, było z lodu. Podobno zaglądanie w czyjś umysł jest bardzo męczące. Mimowolnie zaczęłam szczękać zębami, gdyż Marzyciele nie byli, nie są i nigdy nie będą przystosowani do tak niskich temperatur. Lodowy zabrał z zamarzniętej kanapy błękitny koc i okrył nim moje ramiona.
- Jessie, czy ty na pewne wiesz, w co się pakujesz? - powiedział, a ja podniosłam na niego wzrok. Dopiero słysząc jego pełen zmartwienia głos, rozpoznałam go. To była moja pierwsza miłość. Taehyung. Ale po tym jak straciliśmy kontakt, gdy on wystartował do walki, nie miałam pojęcia, czy mu się udało. Czyli spełnił swoje marzenie? Został lodowym aniołem? Po co? To prawda, że wyglądał teraz jeszcze bardziej oszałamiająco, jeśli to w ogóle było możliwe, ale za jaką cenę? Lodowy musiał wyzbyć się samego siebie. Już nigdy nie porozmawiam z tym wesołym, szalonym, a jakże troskliwym i uczuciowym Taehyungiem. Przepadł. Mój Tae... Z którego śmiercią już zdążyłam się pogodzić. Tae, który pocieszał mnie, gdy zginęli moi rodzice. Tae, który płakał razem ze mną. Tae, który zeswatał mnie ze swoim najlepszym przyjacielem mimo, że był we mnie zakochany, bo wiedział, że chciałam chodzić z Seokjinem. Tego Taehyunga już nie było. I nigdy już nie wróci.
- Wiesz, że możesz zginąć? - ciągnął dalej, utrzymując kontakt wzrokowy z moimi załzawionymi oczami.
- Wiem. A ty wiesz, że myślałam, że nie żyjesz?
- I twój powód wydaje ci się wystarczająco dobry? - Czyli, że jego już naprawdę nie było. Nie znał dawnego siebie. Lub... Nie chciał znać.
- A tobie nie?
- W sumie to... Posłuchaj! Rozumiem, co czujesz, ale... To minie. Uwierz mi, sam to przechodziłem... Z resztą ty też i... Minęło. - Czyli Tae wciąż był sobą? W środku? Czyli to co do mnie czuł minęło? Czyli miał rację i już nic do niego nie czułam? Czyli... To było kłamstwo?
- Teraz będzie inaczej. Na pewno - dodałam głośniej, niż zamierzałam, nie dając rady dłużej ukrywać swojego poirytowania.
- Próbujesz do tego przekonać mnie czy siebie? - zapytał z lekkim drżeniem w głosie.
- Nas oboje.
- Według ciebie warto?
- A według ciebie nie?
- Aż tak bardzo...? - nie dokończył, lecz mimo to wiedziałam, o co mu chodzi.
- Tak - stwierdziłam stanowczo, a on odwrócił wzrok, jakby to słowo go zabolało. Może nawet naprawdę tak było?
- Nie mogę uwierzyć, że już nigdy się nie zobaczymy. - Zrzucił maskę?
- Nie wierzysz we mnie? - posmutniałam. Mimo, że już go nie kochałam, był dla mnie kimś ważnym. Kimś postawionym trochę wyżej niż najlepszy przyjaciel. I już tak zawsze będzie...
- Wierzę i właśnie dlatego to mówię - powiedział szeptem i zbliżył się o krok. - Ostatni raz?
- Tae... Czy ty nadal...?
- Rób, co uważasz za słuszne. Tylko... Przeżyj. I pamiętaj, że... - przerwał i delikatnie połączył nasze usta. Przyjemne zimno rozeszło mi się po całym ciele. - Nadal cię kocham.
- Czemu się ze mną nie skontaktowałeś?
- Bo nie myślałem, że tak łatwo cię stracę. A czy... - wyjąkał. - Czy gdybyś wiedziała, coś by się zmieniło?
- Ja... - zaczęłam.
- Nie ważne. Wolę żyć z myślą, że byś została. - Uśmiechnął się przez łzy. - Przepraszam. - Wyszedł z bocznej komnaty, ale nim to zrobił, na lodową posadzkę upadła jego pojedyncza łza, roztapiając lód i ukazując marmurowe płytki.
I w tej chwili zrozumiałam, że właśnie straciłam jedyną żyjącą osobę, która mnie kochała całym swoim sercem.
Straciłam go dla marzenia, które nawet nie było moje.
CDN.
I jak?
Mam nadzieję, że mimo wszystko się podobało...
Czekam na opinie i komentarze.
Taeyeon <3
No no no ^^
OdpowiedzUsuńCzekam zaciekawiasz mnie xD
Hwaiting ~!
Dam dam dam.
UsuńDziękuję ;)
Kiedy kolejny rozdział ? xDD
UsuńWiem zła ja ale zaciekawiłaś mnie XDD
I jak coś to u mnie twoje zamówienia powinny być w tym tygodniu ale nie obiecuję bo ja można zauważyć mam postój oraz dużą kolejkę przez opuszczenie mnie weny :/
Ale napisze xD