Obiecałam sobie, że muszę napisać coś przez ten weekend i mimo, że pewnie to zostanie dodane dopiero w tygodniu to cóż... Nie wiem, który dzisiaj jest. Chwila... 25 października, czyli Halloween będzie w... sobotę? Dobra. Nie ważne. Wiedzcie tylko tyle, że szykuję "specjał" z tej okazji :)
Zaczęłam pisać tak mniej więcej pięć opowiadań i nie chce mi się żadnego z nich kończyć także dzisiaj przychodzę z czymś co planowałam dodać dużo~ później. Jednak moje chore pomysły doprowadziły do zabazgrania tak wielu kartek, więc postanowiłam to przepisać. Tak, Hug Monster już widzę jak się cieszysz :)
No więc dzisiaj kolejne zamówienie dla Hug Monster, a mianowicie opowiadanie z Juniorem (GOT7). Tytuł opowiadania jest wymyślony na całkowitym spontanie, więc jakiś super nie jest, ale mi się podoba xD
Przepraszam za całkowite nie stosowanie się do kolejki. Postaram się to jakoś zmienić i zabrać się za te najwcześniejsze zamówienia, ale cóż na razie mi to nie wychodzi... Wybaczycie mi... Prawda? :)
Postanowiłam też trochę zmienić wygląd "Spisu treści" na jakiś bardziej hmm? przejrzysty? No nie wiem jak to ująć, ale wkrótce coś tam zmienię.
Mam nadzieję, że wytrwacie do końca tego rozdziału, bo mimo, że niektórym może wydać się nudny bez niego nie zrozumiecie kolejnych części, także powodzenia i...
Mam nadzieję, że wytrwacie do końca tego rozdziału, bo mimo, że niektórym może wydać się nudny bez niego nie zrozumiecie kolejnych części, także powodzenia i...
Miłego czytania :)
"Pamiętaj, kto jest prawdziwym wrogiem"
Stolica Korei Północnej - Pjongjang.
Siedziba prezydenta.
Wojna. Kiedy to słowo nagle zostało wypowiedziane przez Kim Dzong Una - prezydenta Korei Północnej, podczas jednego ze spotkań przedstawicieli rządu, wszyscy wpatrywali się w niego w kompletnym osłupieniu. Władca siedział wówczas ze wzrokiem wbitym w jakiś punkt wysoko nad ich głowami, jakby nie interesowało go w najmniejszym stopniu, że tym jednym, dokładnie przemyślanym słowem, zrujnuje życie niczym mu nie winnych mieszkańców Korei Południowej. Jednak tylko kilka najbardziej zaufanych osób znało jego motywy i wiedziało, co kieruje ich przywódcą. Ci siedzieli niczym niezaskoczeni, powoli kiwając głowami z przymkniętymi oczami. Nie wiedzieli, że tylko oni mogli odwołać Kim Dzong Una od swojego pomysłu. Być może, gdyby to oni mu się sprzeciwili, nie zginęłoby tylu ludzi.
W oczach przywódcy pojawił błysk, który znikł tak szybko po tym, jak się pojawił, że można było uznać go za grę światła. Jednak prezydent cieszył się wówczas jak małe dziecko, mimo, iż na jego twarzy nie pojawił się choćby nikły cień jakichkolwiek emocji.
Zemsta nadchodziła.
Zima tego samego roku.
To samo miejsce.
Nie wiele osób było skłonnych to przyznać, ale na początku wojna była według większości najgorszą decyzją, jaką kiedykolwiek podjął którychś z przywódców Korei Północnej. Gdyby kilka miesięcy po tym wydarzeniu zadać im pytanie, czy ich pogląd się zmienił, wszyscy zgodnie odpowiedzieliby twierdząco.
Początkowo wojna wydawała się wszystkim kompletnym szaleństwem, jednak z czasem przekonali się, że Korea Północna jest jeszcze silniejsza, niż im się wydawało. Ich sąsiedzi z południa nawet nie starali się atakować swoich oprawców. Jedyne, do czego byli zdolni, to obrona, która i tak niezbyt im wychodziła, biorąc pod uwagę liczbę terenów zagarniętych przez Koreę Północną.
Kim Dzong Un czuł się coraz silniejszy. Wydawało mu się, że południe odpuszcza. Że w końcu nadejdzie prośba o rozejm i to on zagarnie obie Koree, zostając prezydentem Zjednoczonej Korei. Tylko, że nie wszystko poszło po jego myśli. Nie przypuszczał, że przywódca Korei Południowej jest na tyle przebiegły, żeby udawać słabnące siły swojej armii i podczas, gdy Kim Dzong Un zaczął cieszyć się ze swojej wygranej i układał przemowę głoszącą o tym, że niepotrzebnie życie straciło tylu dzielnych żołnierzy walczących o obronę swojego narodu i bla bla bla, rozeszła się wieść o planowanym przez południe ataku. Przywódca Korei Południowej czekał tylko na to, żeby liczebność wojska północy zmniejszyła się. I tak się właśnie stało, mimo tego, że jakoś rażąco nie spadła. Armia Korei Północnej nadal była potężna, jednak tym razem istniało większe prawdopodobieństwo wygranej.
Kim Dzong Un czuł się coraz silniejszy. Wydawało mu się, że południe odpuszcza. Że w końcu nadejdzie prośba o rozejm i to on zagarnie obie Koree, zostając prezydentem Zjednoczonej Korei. Tylko, że nie wszystko poszło po jego myśli. Nie przypuszczał, że przywódca Korei Południowej jest na tyle przebiegły, żeby udawać słabnące siły swojej armii i podczas, gdy Kim Dzong Un zaczął cieszyć się ze swojej wygranej i układał przemowę głoszącą o tym, że niepotrzebnie życie straciło tylu dzielnych żołnierzy walczących o obronę swojego narodu i bla bla bla, rozeszła się wieść o planowanym przez południe ataku. Przywódca Korei Południowej czekał tylko na to, żeby liczebność wojska północy zmniejszyła się. I tak się właśnie stało, mimo tego, że jakoś rażąco nie spadła. Armia Korei Północnej nadal była potężna, jednak tym razem istniało większe prawdopodobieństwo wygranej.
Kim Dzong Un siedział przy bardzo nowoczesnym stole, wbijając wzrok w jego szklany blat i z uwagą przysłuchiwał się propozycjom swoich doradców.
- Powinniśmy poprosić o pomoc Chińską Republikę Ludową - zaoponował jeden z przebywających na posiedzeniu i rozejrzał się po pozostałych zebranych. Nikt nie wyraził swojej aprobaty. twierdząc, że przywódca Chin nie pomoże, jeśli nie będzie miał swoich własnych motywów. Wybuchła zagorzała dyskusja pomiędzy zgromadzonymi. Każdy z nich miał oddzielne zdanie na temat przetrwania planowanego ataku i koniecznie chciał się nim podzielić swoim współpracownikom. Tymczasem Kim Dzong Un nadal siedział, zmieniając swoją pozycję jedynie wtedy, gdy rozbolała go głowa od słuchania masy pomysłów.
- Spokój! - wrzasnął, tracąc nad sobą kontrolę, a wszyscy zebrani spojrzeli na niego z przestrachem. Wszyscy oprócz jednego mężczyzny, który nie musiał martwić się o konsekwencje, ponieważ był prawą ręką władcy. Prezydent przyglądał się mu w milczeniu, ignorując kierowane co kilka sekund w swoją stronę przerażone spojrzenia. Wzrok doradcy spoczął w końcu na swoim szefie i złapali idealny kontakt wzrokowy, który sprawiłby, że każda normalna osoba zamieniłaby się ze strachu w słup soli. Jednak prawa ręka prezydenta była do tego przyzwyczajona i mężczyznom po chwili znudziło się sztyletowanie się wzrokiem. Doradca nareszcie zamilkł, pozwalając wypowiedzieć się najważniejszej na owym spotkaniu osobie.
- Pomysł zjednoczenia się z Chinami jest zbyt banalny - warknął władca. sprawiając, że pomysłodawca tego projektu napiął wszystkie mięśnie, przerażony nagłym obrotem sytuacji. - Właśnie tego spodziewają się Południowcy. Uważają, że sprzymierzymy się z krajem, który bądź co bądź jest od nas dużo większy i potężniejszy, a mimo to ma mniejszą armię. Ten pomysł jest tak przewidywalny, że aż żałosny. Kto na niego wpadł? - warknął prezydent, kończąc argumentowanie swojej opinii, która nawet bez sensownych argumentów nie zostałaby przez nikogo podważona. Wśród zgromadzonych zrobiło się nagle jeszcze ciszej, gdyż trzy czwarte urzędników wstrzymała oddechy. Kilku odważniejszych patrzyło znacząco na osobę, która wpadła na ten jakże genialny pomysł. - No kto!? - krzyknął przywódca, ledwie trzymając swoje zszargane już nerwy na wodzy i wodząc wzrokiem po twarzach zebranych. W końcu młody mężczyzna wstał, głośno przełykając ślinę i szykując się na najgorsze.
- J-ja - wyjąkał, nie mogąc opanować drżących ze strachu kolan. Prezydent powoli podniósł się z miejsca, mierząc go wzrokiem i oparł zaciśnięte w pięści dłonie na skraju ogromnego stołu.
- Zasada K.28 naszego kodeksu? - zapytał władca, a wszyscy urzędnicy, którzy doradzali jego poprzednikowi, spojrzeli na swojego przywódcę w bezbrzeżnym zdumieniu. Nie istniał przecież żaden kodeks, więc niby skąd młodzieniec miał znać odpowiedź na pytanie swojego szefa?
- K.28? - powtórzył doradca, rozglądając się po sali, jakby spodziewał się, że ktoś okaże się łaskawy i mu odpowie. Ale przecież przebywali w Korei Północnej. Tu nie istniało coś takiego jak "łaska". Owe słowo nie widniało nawet w słowniku zatwierdzonym przez państwo.
- Nie będę się powtarzał! Odpowiadaj! - warknął prezydent, zaciskając palce na skraju szklanego stołu i przymykając powieki, jakby był lwem, który mimo, że ma zamknięte oczy, widzi swoją ofiarę.
- N-nie znam takiej z-zasady - wyjąkał młodzieniec, któremu cała krew zdążyła odpłynąć z twarzy. Kim Dzong Un powoli skierował się w jego stronę, a doradca zagryzł ze strachu wargę, przegryzając ją do krwi.
- To co ty tu robisz!? - wrzasnął przywódca, łapiąc młodego doradcę za materiał koszuli i ledwie powstrzymując się od użycia niecenzuralnych słów. Po kilkunastu sekundach piorunowania go wzrokiem rozluźnił uścisk, a młodzieniec uciekł z sali po to, aby już tam nigdy nie wrócić.
- Jakieś lepsze pomysły? - warknął Kim Dzong Un w stronę pozostałych urzędników i ponownie usiadł na swoim miejscu. Lecz tym razem wyjątkowo nikt nie kwapił się do wyrażenia swojej opinii, widząc, w jakim złym humorze jest ich władca. Doradcy mierzyli się zaniepokojonym wzrokiem, bezgłośnie nakazując sąsiadom, aby to oni przedstawili swoje propozycje na forum spotkania.
- Ja wpadłem na doskonały pomysł - odrzekł po chwili milczenia Pan Prawa Ręka Władcy, a cała uwaga zgromadzonych skupiła się na jego osobie.
- Lizus - burknął pod nosem urzędnik siedzący dwa krzesła po prawej stronie od niego, na co został skarcony wzrokiem przez swojego najlepszego przyjaciela. Nie. W Korei Północnej nie istniało również coś takiego jak "najlepszy przyjaciel". Tu (i to w dodatku jeszcze w okolicznościach wojennych) nie można było nazwać nikogo takim mianem. W tej części Azji każdy dzielił ludzi wokół siebie na "wrogów" i "tych znośnych".
- Czy ktoś jeszcze chciałby coś powiedzieć? - warknął Kim Dzong Un, którzy oczywiście usłyszał obelgę rzuconą przez urzędnika w stosunku do "najbardziej znośnej osoby w swoim otoczeniu". Wszyscy zgromadzeni momentalnie zamilkli i ponownie skupili całą swoją uwagę na Prawej Ręce Prezydenta, jak gdyby sytuacji sprzed kilkunastu sekund nie było.
- Kontynuować? - zapytał najbliższy władcy doradca, na co ten z politowaniem skinął mu głową w odpowiedzi. - Mój plan polega na wysłaniu w sam środek szeregów wroga najbardziej zaufaną osobę w naszym państwie. - W tym momencie urzędnik zamilkł, rozglądając się, jaką reakcję wywołał jego pomysł wśród zgromadzonych. Kilka osób wpatrywała się w niego w kompletnym osłupieniu, jakby nie zrozumieli, co takiego genialnego jest w tym "planie doskonałym". Niektórzy zastygli bez ruchu z przerażenia, że to oni mogą zostać wyznaczeni na "najbardziej zaufaną osobę w naszym państwie". Na twarzach reszty widniała obojętność. Dla nich nie liczyło się już, czy zginą czy nie. Mieli dosyć.
- Interesujące - mruknął pod nosem Kim Dzong Un, tym jednym słówkiem sprawiając, że wszyscy zgromadzeni odwrócili się w jego stronę. - Kontynuuj. - Chyba pierwszy raz w swoim życiu nie zażądał czegoś, a o to poprosił. Podczas gdy Pan Prawa Ręka przedstawiał tajniki swojego planu, zgromadzeni w miarę poznawania kolejnych szczegółów, kiwali z uznaniem głowami i spoglądali po sobie z satysfakcją, że w ich kraju jednak żyje kilka wybitnie mądrych osób. Mina przywódcy przypominała latami ćwiczoną obojętną maskę, na której nie można było odczytać choćby śladu jakiejkolwiek emocji. Jednak najważniejszy z doradców dostrzegł w jego oczach wesołe iskierki, które pojawiły się najprawdopodobniej na wzmiankę o końcowym planie zemsty idealnej.
- A teraz zdradź nam, kto jest najbardziej zaufaną osobą w naszym państwie - zażądał władca, wpatrując się w swoje zaciśnięte na krawędzi stołu dłonie.
- Lee Yu Ki - powiedział Prawa Ręka, ignorując rzucane mu zaskoczone spojrzenia i utrzymując kontakt wzrokowy tylko i wyłącznie ze swoim szefem. Szefem, który teraz śmiał się gorzko, uznając to wszystko za mało zabawny żart.
- Bardzo śmieszne. A tak naprawdę, to kogo chcesz wysłać? - zapytał Kim Dzong Un, który nagle zaczął przeczuwać, że to jednak nie było przejęzyczenie lub kawał.
- Lee Yu Ki - powtórzył konsekwentnie najbliższy doradca, nie spuszczając wzroku nawet wtedy, gdy oczy prezydenta zaczęła posyłać mu mordercze spojrzenie, które każdej normalnej osobie zmroziłoby krew w żyłach. Nastała cisza, której początkowo nikt nie chciał przerwać, jednak potem wszyscy urzędnicy docenili pomysł ich przełożonego, wyrażając na głos swoją aprobatę i zachwalając Prawą Rękę za iście doskonały pomysł. Zgodnie twierdzili, że najważniejszy był właśnie element zaskoczenia.
- Nigdy. W. Życiu - wychrypiał przez zęby przywódca szeptem, który dla wielu był dużo gorszy, niż gdyby prezydent miał krzyczeć. Wszyscy zamilkli, słysząc głos swojego szefa.
Doradca jednak dalej wyglądał na niewzruszonego gniewem Kim Dzong Una. Po chwili jednak spuścił wzrok w dół, na co przywódca uznał, że Prawa Ręka się poddał.
Nic bardziej mylnego.
On dopiero rozpoczynał swoją grę.
___________________
No więc, tak. Wiem, że jak na mnie to pierwszy rozdział jest krótki, ale to opowiadanie będzie miało dużo części, a poza tym to miało być tylko wprowadzenie do tego co będzie się działo dalej. Uznajcie to więc za coś na kształt rozwiniętego prologu :)
Czekam na Wasze teorie kim może być postać Lee Yu Ki, dlaczego "Zemsta nadchodziła." no i co Wam tylko wpadnie do głowy ^^ A może znowu będzie powtórka z "wróżbity Macieja" xD?
- K.28? - powtórzył doradca, rozglądając się po sali, jakby spodziewał się, że ktoś okaże się łaskawy i mu odpowie. Ale przecież przebywali w Korei Północnej. Tu nie istniało coś takiego jak "łaska". Owe słowo nie widniało nawet w słowniku zatwierdzonym przez państwo.
- Nie będę się powtarzał! Odpowiadaj! - warknął prezydent, zaciskając palce na skraju szklanego stołu i przymykając powieki, jakby był lwem, który mimo, że ma zamknięte oczy, widzi swoją ofiarę.
- N-nie znam takiej z-zasady - wyjąkał młodzieniec, któremu cała krew zdążyła odpłynąć z twarzy. Kim Dzong Un powoli skierował się w jego stronę, a doradca zagryzł ze strachu wargę, przegryzając ją do krwi.
- To co ty tu robisz!? - wrzasnął przywódca, łapiąc młodego doradcę za materiał koszuli i ledwie powstrzymując się od użycia niecenzuralnych słów. Po kilkunastu sekundach piorunowania go wzrokiem rozluźnił uścisk, a młodzieniec uciekł z sali po to, aby już tam nigdy nie wrócić.
- Jakieś lepsze pomysły? - warknął Kim Dzong Un w stronę pozostałych urzędników i ponownie usiadł na swoim miejscu. Lecz tym razem wyjątkowo nikt nie kwapił się do wyrażenia swojej opinii, widząc, w jakim złym humorze jest ich władca. Doradcy mierzyli się zaniepokojonym wzrokiem, bezgłośnie nakazując sąsiadom, aby to oni przedstawili swoje propozycje na forum spotkania.
- Ja wpadłem na doskonały pomysł - odrzekł po chwili milczenia Pan Prawa Ręka Władcy, a cała uwaga zgromadzonych skupiła się na jego osobie.
- Lizus - burknął pod nosem urzędnik siedzący dwa krzesła po prawej stronie od niego, na co został skarcony wzrokiem przez swojego najlepszego przyjaciela. Nie. W Korei Północnej nie istniało również coś takiego jak "najlepszy przyjaciel". Tu (i to w dodatku jeszcze w okolicznościach wojennych) nie można było nazwać nikogo takim mianem. W tej części Azji każdy dzielił ludzi wokół siebie na "wrogów" i "tych znośnych".
- Czy ktoś jeszcze chciałby coś powiedzieć? - warknął Kim Dzong Un, którzy oczywiście usłyszał obelgę rzuconą przez urzędnika w stosunku do "najbardziej znośnej osoby w swoim otoczeniu". Wszyscy zgromadzeni momentalnie zamilkli i ponownie skupili całą swoją uwagę na Prawej Ręce Prezydenta, jak gdyby sytuacji sprzed kilkunastu sekund nie było.
- Kontynuować? - zapytał najbliższy władcy doradca, na co ten z politowaniem skinął mu głową w odpowiedzi. - Mój plan polega na wysłaniu w sam środek szeregów wroga najbardziej zaufaną osobę w naszym państwie. - W tym momencie urzędnik zamilkł, rozglądając się, jaką reakcję wywołał jego pomysł wśród zgromadzonych. Kilka osób wpatrywała się w niego w kompletnym osłupieniu, jakby nie zrozumieli, co takiego genialnego jest w tym "planie doskonałym". Niektórzy zastygli bez ruchu z przerażenia, że to oni mogą zostać wyznaczeni na "najbardziej zaufaną osobę w naszym państwie". Na twarzach reszty widniała obojętność. Dla nich nie liczyło się już, czy zginą czy nie. Mieli dosyć.
- Interesujące - mruknął pod nosem Kim Dzong Un, tym jednym słówkiem sprawiając, że wszyscy zgromadzeni odwrócili się w jego stronę. - Kontynuuj. - Chyba pierwszy raz w swoim życiu nie zażądał czegoś, a o to poprosił. Podczas gdy Pan Prawa Ręka przedstawiał tajniki swojego planu, zgromadzeni w miarę poznawania kolejnych szczegółów, kiwali z uznaniem głowami i spoglądali po sobie z satysfakcją, że w ich kraju jednak żyje kilka wybitnie mądrych osób. Mina przywódcy przypominała latami ćwiczoną obojętną maskę, na której nie można było odczytać choćby śladu jakiejkolwiek emocji. Jednak najważniejszy z doradców dostrzegł w jego oczach wesołe iskierki, które pojawiły się najprawdopodobniej na wzmiankę o końcowym planie zemsty idealnej.
- A teraz zdradź nam, kto jest najbardziej zaufaną osobą w naszym państwie - zażądał władca, wpatrując się w swoje zaciśnięte na krawędzi stołu dłonie.
- Lee Yu Ki - powiedział Prawa Ręka, ignorując rzucane mu zaskoczone spojrzenia i utrzymując kontakt wzrokowy tylko i wyłącznie ze swoim szefem. Szefem, który teraz śmiał się gorzko, uznając to wszystko za mało zabawny żart.
- Bardzo śmieszne. A tak naprawdę, to kogo chcesz wysłać? - zapytał Kim Dzong Un, który nagle zaczął przeczuwać, że to jednak nie było przejęzyczenie lub kawał.
- Lee Yu Ki - powtórzył konsekwentnie najbliższy doradca, nie spuszczając wzroku nawet wtedy, gdy oczy prezydenta zaczęła posyłać mu mordercze spojrzenie, które każdej normalnej osobie zmroziłoby krew w żyłach. Nastała cisza, której początkowo nikt nie chciał przerwać, jednak potem wszyscy urzędnicy docenili pomysł ich przełożonego, wyrażając na głos swoją aprobatę i zachwalając Prawą Rękę za iście doskonały pomysł. Zgodnie twierdzili, że najważniejszy był właśnie element zaskoczenia.
- Nigdy. W. Życiu - wychrypiał przez zęby przywódca szeptem, który dla wielu był dużo gorszy, niż gdyby prezydent miał krzyczeć. Wszyscy zamilkli, słysząc głos swojego szefa.
Doradca jednak dalej wyglądał na niewzruszonego gniewem Kim Dzong Una. Po chwili jednak spuścił wzrok w dół, na co przywódca uznał, że Prawa Ręka się poddał.
Nic bardziej mylnego.
On dopiero rozpoczynał swoją grę.
___________________
No więc, tak. Wiem, że jak na mnie to pierwszy rozdział jest krótki, ale to opowiadanie będzie miało dużo części, a poza tym to miało być tylko wprowadzenie do tego co będzie się działo dalej. Uznajcie to więc za coś na kształt rozwiniętego prologu :)
Czekam na Wasze teorie kim może być postać Lee Yu Ki, dlaczego "Zemsta nadchodziła." no i co Wam tylko wpadnie do głowy ^^ A może znowu będzie powtórka z "wróżbity Macieja" xD?
Mam nadzieję, że się Wam spodobało :)
Czekam na opinie i komentarze ^^
Taeyeon <3
Nie wiem co mam powiedzieć x.x Zemsta? Może na prezydencie Korei Pd? Na początku, zanim padło na Lee Yu Ki, myślałam, że to Junior będzie tym szpiegiem. Jak widać myliłam się. Czyżby ten chłopak był w jakimś zarządzie? Nie mam siły myśleć o tej porze x.x Akurat miałam kłaść się spać, ale jeszcze tutaj wpadłam i warto było ^^
OdpowiedzUsuńWeny!
Już nie mogę doczekać się dalszego ciągu wydarzeń xD
Junior odegra ciekawszą rolę :) Gdyby to on byłby szpiegiem to potem nie byłoby ciekawej fabuły. No ale jak wszyscy wiemy główny doradca prezydenta podrzucił zły pomysł i nie zostanie od zrealizowany. Mam już napisane całe opowiadanie na kartkach, zostały mi do napisania chyba tylko dwa rozdziały. Ale nie mam weny przepisywać, bo po ilości komentarzy stwierdzam, że niezbyt Was zaciekawiło to opowiadanie i sama nie wiem czy warto je kontynuować. No raczej muszę, bo to zamówienie, ale może wpadnę na ciekawszy dla Was pomysł?
UsuńDzisiaj dowiedziałam się, że masz Aska :) Yeah~
Dziękuję za komentarz :)