środa, 3 sierpnia 2016

Remember who the real enemy #3

Hejka :)
Wiem, że trzeci rozdział wyszedł trochę przykrótki, ale mogę Wam obiecać, że w kolejnym wszystko się rozkręci i pojawi się już bohater zamówienia - Junior z GOT7. 
Miłego czytania :)  

"Pamiętaj, że nie możesz zawrócić"


zamówienie dla Hug Monster | Park Jinyoung | GOT7 | 1746 słów

A droga wiedzie w przód i przód
Choć się zaczęła tuż za progiem -
I w dal przede mną mknie na wschód,
A ja wciąż za nią - tak, jak mogę.
Skorymi stopy za nią w ślad -
Aż w szerszą się rozpłynie drogę,
Gdzie strumień licznych dróg już wpadł...
A potem dokąd? - rzec nie mogę
J.R.R.Tolkien, "Władca Pierścieni", tom I 

22 grudnia.
Pałac prezydencki.

Cisza panująca dotychczas w pałacu została brutalnie rozdarta przez przeraźliwy krzyk jakiegoś zdrajcy wydobywający się z podziemnego więzienia dla jeńców. Czas jakby zatrzymał się w miejscu, a strażnicy stojący na warcie przed własną wersją lochów należącą do Kim Dzong Una, jak jeden mąż przystawili dłonie bliżej strzelb, tak na wszelki wypadek, gdyby więzień odważył się spróbować uciec.
Tymczasem służący przemykający przez pałacowy hol przez chwilkę zamarli w miejscu, zerkając na siebie z przerażeniem w oczach, jednak już w następnej sekundzie wrócili do wyznaczonych zajęć, ignorując krzyki bólu. Takie hałasy to była dla nich codzienność, a kiedy zdali sobie sprawę z tego, że każdego dnia w męczarniach ginie tam co najmniej kilku obywateli Korei Południowej, służba  zaczęła nazywać go między sobą Pałacem Krwi.

22 grudnia. Prawie południe.
Podziemne więzienie.

Prezydent samodzielnie pofatygował się do swojego podziemnego więzienia, aby własnoręcznie móc zemścić się na swoim dawnym doradcy. Stwierdził, że musi zadać mu ból samemu, bez żadnych pośredników, żeby sprawić, aby Jung zrozumiał, jakie były konsekwencje pogrywania sobie z prezydentem Korei Północnej.
Przestąpił próg pomieszczenia, które mogło mieć co najwyżej z pięć-sześć metrów kwadratowych powierzchni, a jedynym, co zdołano tu wcisnąć była jedna wielka nicość. Ulubionym sposobem torturowania jeńców i zdrajców przed Kim Dzong Una było doprowadzanie ich do szaleństwa poprzez stałe odosobnienie. Z tego właśnie powodu cela była niczym niezapełniona, jednak mimo, że został zraniony przez Hyunshika, nie mógł się zdecydować, czy lepsze będzie torturowanie mężczyzny fizycznie, czy psychicznie, dlatego postanowił połączyć obie te dziedziny.
Wzrok prezydenta w końcu natrafił na dość żałosny obraz swojego dawnego sprzymierzeńca - przypięty do łańcuchów umocowanych w specjalnych stalowych obręczach w ścianie, w ten sposób, że z każdym, nawet najmniejszym ruchem metal ranił i przecierał jego skórę na nadgarstkach. Twarz mężczyzny była pokiereszowana i zakrwawiona z powodu tortur, które uprzednio stosowali na nim dowódcy Armii Północy, chcąc wydobyć z Junga wszystkie potrzebne informacje, a szczególnie to, dla kogo pracował, ponieważ wydawało się im niemożliwe, że Prawa Ręka byłby w stanie narażać swoje życie dla pomszczenia rodziny. W Korei Północnej ukształtowanej przez rządy tyrana takiego jak Kim Dzong Un, nie sposób było mówić o miłości - jeżeli w ogóle ona istniała.
Jednak pomimo okropnego stanu, w jakim znajduje się mężczyzna, prezydent dostrzega w oczach byłego doradcy niesamowity bunt. Sam Jung nie miał pojęcia, czym jest on spowodowany, ale otrzymując dziewiąte z rzędu uderzenie biczem, które rozdarło skórę na jego plecach, stwierdził, że nie mógłby się poddać. Wydawało mu się, że jednak jego zemsta nie była na tyle genialna i od samego początku chyba ją przeceniał. Coś mogło pójść nie tak podczas lotu helikopterem lub Lee mogła odkryć wrogie zamiary pilota i wtedy uciec na jakimś postoju, a wtedy jego dwa najcenniejsze skarby nie zostałyby pomszczone. Musiał przeżyć, ale tylko do momentu kiedy będzie pewien, że dziewiętnastolatka zniknęła z tego świata.
Pomimo ran, które Kim Dzong Un własnoręcznie mu zadał, doradca nadal miał wrażenie, że to jednak on wygrywa tę ich nadzwyczajną walkę na zemsty. Och, prezydent miał ogromną ochotę pokazać mu, jak ten cholernie się mylił.
Jedno, wyraźnie zaakcentowane spojrzenie w stronę strażników wystarczyło, żeby ci zrozumieli jego rozkaz bez słów. Roślejszy z mężczyzn podszedł do metalowych łańcuchów, przypinając kolejne do Hyunshika, jednak tym razem przymocował je do kostek mężczyzny, aby ten nie mógł się poruszyć, przez co utknął w pozycji siedzącej. Następnie wbił metalowy kołek nad oraz po bokach głowy Junga, żeby ten musiał patrzeć prosto w dół, gdyż nie miał możliwości odwrócenia twarzy w inną stronę.
Jego towarzysz podczas warty udał się natomiast po specjalny nóż z okrutnie zakrzywioną klingą, która podczas zadawania ran sprawiała dwa razy więcej bólu, będąc nasączoną niedawno wymyśloną substancją żrącą.
Już po chwili Kim Dzong Un złapał za rękojeść i zrobił z niej użytek, jak najwolniej tylko potrafił, odcinając palce mężczyźnie jeden po drugim. Jung napiął wszystkie mięśnie i przegryzł wargę do krwi, a na oczy ledwie widział, oszołomiony bólem do takiego stopnia, że wszystko wokół zdawało się tracić ostrość. Jednak mimo potwornych katuszy, nie mógł pozwolić sobie na krzyk, który sprawiłby satysfakcję Kimowi. Krew przelana miała być karą nadaną z powodu zdrady państwa i samego prezydenta, jednak nie wydawała się ona wyrokiem samym w sobie. Posoka wydawała się Hyunshikowi bardziej symbolem triumfu.
Świadczyła o tym, jak bardzo władca cierpi z powodu utraty jedynego dziecka. Że boli go to niemal tak samo, jak cierpiał Jung po zamachu bombowym, odnajdując zwłoki swojej córeczki i żony, które miały przed sobą jeszcze tyle lat.
Prezydent w dalszym ciągu nie widząc skruchy w oczach Prawej Ręki decyduje się na dużo bardziej okrutne okaleczenie mężczyzny. Hyunshik najwidoczniej przewidując, z jakim zamiarem Kim kieruje się w jego stronę, nie może powstrzymać samoistnie zaciskających się powiek. Widok ten powoduje wręcz sadystyczną radość w ojcu Yuki - nareszcie były doradca zrozumiał, że swojego byłego szefa należy się bać.
Jung pospiesznie przywołuje w myślach obraz twarzy swojej córeczki, kiedy pierwszy raz ją ujrzał, a następnie swojej ukochanej, kiedy powiedziała "Tak", gdy się jej oświadczył - To ostatnie co pragnął zapamiętać.
Następnie w celi rozległ się okropny krzyk, kiedy nieludzki ból zwyciężył nad silną wolą zdrajcy. Nie był w stanie siedzieć bez jakiegokolwiek pisku, kiedy prezydent odcinał mu powieki, aby następnie nakazać swoim ludziom zszyć dłonie mężczyzny miedzianą nicią i zostawić go samotnie w pomieszczeniu. Kim planował następnego dnia wpuścić do pokoju gaz pieprzowy.

23 grudnia. 5:48 nad ranem.
Helikopter.

Pojazd właśnie przelatywał granicę Korei Południowej, a Lee przystawiła nos do szyby, obserwując zamieszki i strzelaninę, która wywiązała się pomiędzy oficerami Armii Koreańskiej i Armii Północy. Po dosłownie paru sekundach helikopter minął miejsce, jednak nim widok zasłoniło dziewiętnastolatce drzewo, zdołała ujrzeć, jak jeden z mężczyzn padł bezwładnie na ziemię, powalony strzałem drugiego. Mogła tylko się modlić, żeby zginął dowódca wrogiego oddziału.
Podróż zajęła naprawdę długi szmat czat z powodu, że pilot nie mógł przelecieć przez granicę obu Korei w helikopterze z północnokoreańską flagą bez zostania zestrzelonym. Musieli przedłużyć lot i zatrzymać się w Chinach, gdzie ich sprzymierzeńcy pomogli zdobyć pojazd latający ze swoim godłem, aby wrogowie Korei Południowej mogli bez większych problemów dostać się do tego państwa.
Od dobrych kilku godzin Lee Yuki tylko czekała na stosowną okazję, aby móc zabić mężczyznę pilotującego pojazd.
Jedynym, czego nauczyło się wprost od ojca, było to, żeby bacznie obserwować każdego z ludzi, którym chce się zaufać. Z tego powodu Yuki kątem oka dostrzegała, że pilot zerkał na nią z niepokojem, kiedy myślał, że ta była odwrócona w drugą stronę. Zorientowała się również, że napięte do granic możliwości mięśnie mężczyzny wcale nie były spowodowane tym, że urządzenia w maszynie działały topornie - Chiny zadbały, aby otrzymali najlepszy helikopter, jaki mieli akurat na stanie.
A czego najbardziej obawiali się ludzie? Z jakiegoś powodu były to okrutne czyny. Wyczuła, że pilot miał za zadanie ją zabić, więc nie mogła tak po prostu na to pozwolić. Nawet jeżeli mogła się mylić, jeden człowiek na świecie mniej nie zrobi przecież żadnej różnicy. Nie mogłaby nazywać się córką prezydenta Korei Północnej, gdyby zlitowała się nad mężczyzną i dopuściła do zrobienia sobie samej krzywdy.
Z tego powodu podczas podróży wypytała pilota o wszystkie szczegóły swojej misji, która co jak co, ale zaplanowana była bardzo dokładnie i miała nadzieję, że informacje nie zostały wymyślone na poczekaniu przez mężczyznę - wtedy miałaby, za przeproszeniem, przejebane. Sama we wrogim kraju, bez prowiantu, broni, sprzymierzeńców, ciepłych ubrań. Nie miałaby najmniejszych szans na przeżycie.
Kiedy dowiedziała się już wszystkiego, co uznała za niezbędne do dowiedzenia się tuż przed granicą Korei Południowej poprosiła o postój, aby móc skorzystać z toalety. Pilot chętnie się zgodził, ponieważ niemal zasypiał w pojeździe, więc stwierdził, że przyda mu się wielki kubek gorącej kawy na rozbudzenie. Wylądował na parkingu z tyłu budynku i nie powodując najmniejszego zdumienia w Chinach, wyszedł z helikoptera, po czym wszedł na stację, aby zakupić sobie ciepły napój. W tym czasie Yuki udała, że pędzi ile sił w nogach w kierunku toalet, które znajdowały się w osobnym budynku, a tak naprawdę szybko wróciła się stamtąd, przeszukując wnętrze pojazdu. W końcu znalazła tam coś przydatnego, a mianowicie pistolet, więc ukryła go w kieszeni spodni, która była zakryta przez zbyt dużą kurtkę znalezioną przez pilota po starcie.
Kiedy przelecieli przez granicę Korei Południowej mężczyzna stwierdził, że muszą wylądować w lesie, aby dalej przejść bez większego zdumienia obywateli do umówionego miejsca. Nakazał Yuki iść pierwszej, ochoczo proponując, że będzie ją osłaniał w razie spotkania wrogów. Dziewczyna przeczuwając postęp, zacisnęła mocniej palce na broni w kieszeni i zrobiła kilka kroków w przód, już wkrótce zostając powaloną na ziemię przez mężczyznę ważącego z pewnością ponad osiemdziesiąt kilo.
- Wiesz, trochę szkoda mi cię zabijać - rzucił pilot z udawanym smutkiem w głosie, przyciskając kolana dziewczyny do ziemi i wyciągając nóż zza pazuchy. - No, cóż. Dobranoc, skarbie - rzekł z kpiną, nakierowując broń ku twarzy dziewiętnastolatki, jednak wcześniej nie wpadł na pomysł unieruchomienia jej dłoni i teraz będzie musiał za to sowicie zapłacić.
Podczas gdy pilot był zbyt zajęty rozcinaniem łuku brwiowego dziewczyny, ta niepostrzeżenie wyciągnęła z kieszeni pistolet. Mężczyzna jednak wpadł w jakąś dziwną sadystyczną fascynację i zaczął czerpać coraz większą satysfakcję z okaleczania dziewiętnastolatki, kierując nóż w stronę jej skroni. Wystarczyłoby jeszcze przeciągnąć broń o kilka centymetrów i dziewczyna zostałaby zamordowana. Jednak wtedy rozległ się wystrzał pistoletu.
- Dobranoc, skarbie - szepnęła Yuki, mentalnie bijąc sobie brawo za opanowanie, po czym zepchnęła z siebie martwe ciało mężczyzny i podniosła się z ziemi, otrzepując spodnie ze śniegu. Pochyliła się nad pilotem i z jego munduru zerwała naszywkę z flagą Północy. Chciała mieć ją przy sobie jako amulet, będący symbolem, że nie dziewczyna nie musiała być skazana na porażkę. I nigdy nie będzie.
Skierowała wzrok w stronę drzew przed sobą i nagle przeszedł ją dreszcz z powodu zbyt cienkiego ubioru, który w takich warunkach mógł spowodować jej śmierć. Wróciła do helikoptera, ubierając pod kurtkę znaleziony tam sweter, jednak mimo, że korciło ją zabranie ze sobą broni, nie mogła sobie na to pozwolić. Miała być ofiarą w oczach Południowców, a nie ich zastraszać, mordować lub atakować. Jeszcze nie teraz.
Była pewna, że dotrze do celu, ponieważ z pewnością musiało się jej to udać. Niepewnie zrobiła krok w stronę ledwie widocznej przez śnieg ścieżki, która prowadziła poprzez las. Włosy dziewczyny powoli zaczęły moknąć z powodu roztapiających się płatków śniegu.
Lee odwróciła się, dostrzegając, że pierzyna ze śniegu powoli zaczęła przykrywać zwłoki pilota. Rano zaginie po nim wszelki ślad. Ponownie zwróciła się w stronę ścieżki, a mrok powoli zaczął zapadać.
Nie miała pojęcia, czy zdoła dotrzeć do Siedziby, nim noc zapanuje nad dniem lub nim zdąży zamarznąć. Mimo to musiała iść dalej, ponieważ nie mogła już zawrócić.

Mam nadzieję, że się spodobało
Bardzo mile widziane byłyby komentarze :)
Taeyeon

3 komentarze:

  1. Woah...
    Troszkę momentami zbyt brutalnie jak na mój gust (mam zbyt rozwiniętą wyobraźnię xd), ale w gruncie rzeczy podobało mi się.
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za to XD Jak już wspominałam ja się czuję genialnie w temacie wojny, więc czasami zapominam, że nie każdy tak ma...
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
    2. Nie przepraszaj, bo nie masz za co. Każdy ma swoje upodobania i już xD
      Pozdrawiam~

      Usuń