czwartek, 3 sierpnia 2017

Waiting between worlds #2

Hejka :)
Czytałam wczoraj do 2:30 drugą część "Piątej fali" i cóż... Nie jest to złe, ale genialne też nie. Takie średnie bardziej, pierwsza część za to była boska 👍 A teraz mnie Evan zaczął wkurzać, mimo że w pierwszej części go uwielbiałam :c Za to Ben, którego też uwielbiałam, teraz jest jeszcze fajniejszy XD Jak żyć XDDD
Piszę to, słuchając iKON, bo lecą na 4Fun ;') Zaraz ma być ponoć Seventeen B)
To cóż nie dodam nic więcej XD
Miłego czytania 

Kim Jonghyun | Produce 101 | NU'EST | Czekając pomiędzy światami | 4.044 slów

Tyle było już pomysłów, które przeminęły
Przeszłość i teraźniejszość nie mają znaczenia
Przyszłość jest już zdecydowana
Patrz, jak ona się porusza i zakreśla elipsy
Myślisz, że nie potrafisz tego dobrze powiedzieć
To, co mówisz jest zbyt skomplikowane
Jest dwadzieścia sekund od ostatniego połączenia
Birdy - 1901


245 GODZIN, 02 MINUTY

- Nie mam pojęcia, Jonghyun. - Nie spodobało mu się spojrzenie, którym go obdarzyła. Można było z niego jasno odczytać, że Sohee mu współczuje - wyglądało to tak, jakby już założyła, że nie da się jakoś go uratować.
- Dlaczego pobiegłaś do Doyeon? - zapytał szatyn, siląc się na spokojny ton głosu - nie codziennie człowiek dowiaduje się, że zostało mu trochę ponad tydzień do zniknięcia, a być może śmierci, w końcu nadal nie mieli pojęcia, co się działo z wszystkimi, którzy ukończyli siedemnasty rok życia. A co jeżeli nie zniknę?, zadał sobie w myślach pytanie. Co jeżeli rzeczywiście ja to spowodowałem i wszyscy, których znam, będą znikać, aż zostanę tu sam? A wtedy co zrobię?
- Doyeon ma dzisiaj siedemnaste urodziny - wytłumaczyła mu krótko, po czym przeszła obok niego, sugerując mu, że ponawiają wędrówkę ku domu Minhyuna.
     Szatyn mruknął coś niewyraźnego w odpowiedzi i zrównał z Sohee krok. Szli kilka minut, nie mówiąc do siebie ani słowa, dopóki dziewczyna nie postanowiła przerwać tej dosyć niezręcznej ciszy, która pomiędzy nimi zapadła.
- Nie rozumiesz, prawda?
     Jonghyun popatrzył na nią zdezorientowany, marszcząc lekko brwi i dopiero po chwili dostrzegł trzymany przez brunetkę zegarek. Sohee dostrzegła jego spojrzenie skierowane na gadżet, więc podała mu go, aby przyjrzał mu się bliżej. Wskazówki pokazywały na tarczy godzinę dziewiątą trzydzieści siedem.
- Nie działa - zauważył, kiedy sprawdził godzinę na zegarku umieszczonym na swoim przegubie. - Co to znaczy? - Czuł się głupio, że musiał prosić Sohee o wyjaśnianie mu każdego drobnego szczegółu, który ta odkryła, ponieważ on sam nie był w stanie połączyć faktów. Jednak wybrał pójście do dziewczyny między innymi z powodu jej inteligencji, a jej samej najwidoczniej nie przeszkadzały w najmniejszym stopniu jego pytania, gdyż dotychczas odpowiedziała mu na prawie każde z nich. Uznał więc, że dopóki nie zauważy, iż towarzyszkę irytuje jego zachowanie, będzie ją prosić o wyjaśnienia.
- O której godzinie, tak mniej więcej, zniknęli starsi? - Specjalnie nie użyła słowa "dorośli", ponieważ nie wszyscy, którzy przepadli bez śladu, mieli ukończone dwadzieścia jeden lat.
- Wydaje mi się, że około ósmej. Pani Lee przyszła mniej więcej o tej godzinie, a potem mama zaczęła przygotowywać nam śniadanie - przypomniał sobie, w głębi duszy żałując, że nie zerknął wtedy na zegarek. Tylko skąd miałby wiedzieć, że przyda mu się ta informacja?
- Właśnie. A Doyeon urodziła się po dziewiątej.
     Szatyn popatrzył na Sohee ze zdziwioną miną. Bardziej od odkrycia towarzyszki zaskoczyło go to, że ta wiedziała, o której godzinie urodziła się jej przyjaciółka. Sam przyjaźnił się z Minhyunem od pierwszej klasy szkoły podstawowej, ale z trudem przypominał sobie datę jego imienin, a co dopiero takie szczegóły. Może to, co kiedyś powiedział mu Youjin na temat dziewczyn, a mianowicie, że rozmawiają ze sobą dosłownie o wszystkim, było prawdą?
- Przepraszam, ale mój umysł nie jest tak genialny jak twój, więc czy mogłabyś mi wytłumaczyć, co to znaczy?
- Nie zniknęła razem ze wszystkimi. Myła zęby, kiedy wybiła godzina, w której siedemnaście lat temu przyszła na świat. I wtedy zniknęła, zostawiając po sobie otwarty kran, szczoteczkę na podłodze i zegarek, który się zatrzymał. A przynajmniej tak to zrozumiałam.
     Och, świetnie, a ja nie mam pojęcia, o której godzinie się urodziłem, przeszło Jonghyunowi przez głowę. Być może nie znikniesz tak jak inni, podpowiedział mu szept w myślach, ale szatyn nie miał najmniejszej ochoty go słuchać. To przecież nie może być jego wina. On nie prosił o światło. Nigdy nie przeszło mu przez głowę, że chciałby umieć coś takiego. Owszem, wiele razy rozmyślał nad tym, jak fajnie byłoby umieć się teleportować, czytać komuś w myślach lub chociażby być niewidzialnym, ale światło nie było supermocą, którą chciałby mieć. Było przekleństwem. 
     Wszystko, co do tej pory zobaczył, zakrawało na czyste szaleństwo - dorośli, którzy nagle gdzieś wyparowali, młodzież znikająca w dniu swoich siedemnastych urodzin, brak kontaktu ze znajomymi poprzez sieć telefoniczną, odcięcie od jakiegokolwiek źródła informacji. Ale dla Jonghyuna szaleństwo zaczęło się już jakiś czas temu.
     Tydzień temu wycierał kredę z tablicy w sali matematycznej. Z całej siły dociskał gąbkę do ciemnozielonej powierzchni, wyładowując na niej złość i żal, które kumulowały się w nim przez całe południe. 
     Od razu po obudzeniu się tego dnia, odbyciu swoich porannych rytuałów i przebraniu się w mundurek zszedł na śniadanie do kuchni z założonym na jedno ramię plecakiem. Z ogromnym zdziwieniem dostrzegł, że przy stole siedzi jego matka i brat rozmawiający przyciszonymi głosami.
     Od śmierci ojca nie zdarzył się chociażby jeden dzień powszedni, kiedy to jego rodzicielka towarzyszyłaby mu i Youjinowi podczas śniadania. Często zostawiała synom przygotowane przed wyjściem do pracy kanapki w lodówce lub pieniądze na stole, aby kupili sobie coś do jedzenia, zanim rozpoczną zajęcia lekcyjne, ale nie jadła z nimi prawie nigdy. 
     Pamiętał, że stanął wtedy, opierając się o futrynę niezauważony przez brata i mamę, którzy siedzieli do niego plecami i momentalnie przez głowę przeszła mu myśl, że mogło wydarzyć się coś złego. Już wkrótce okazało się, że jego przypuszczenia były słuszne. Docierało do niego każde słowo wypowiedziane przez członków rodziny, ale nie dopuszczał do siebie tego, że mogli mówić prawdę. Rodzice Minhyuna, wypadek samochodowy, lekarze nie byli w stanie ich ocalić, przebiegało mu przez głowę z prędkością światła. Jonghyun miał wrażenie, że na klatce piersiowej zaciska mu się żelazna obręcz, tak, jakby musiał walczyć o każdy oddech. 
     W końcu Youjin najwidoczniej wyczuł jego obecność, bo odwrócił się i ze smutkiem spojrzał prosto w oczy młodszego brata. Jonghyun wrócił myślami do dnia, kiedy miał osiem lat, a mama przekazała mu wiadomość, że jego tata zginął pod kołami autobusu. A Minhyun stracił oboje rodziców. Nie wiedział, czy przyjaciel ma ochotę się z nim widzieć, ale musiał go znaleźć. 
     Po śmierci ojca, Jonghyun stał się mniej energiczny niż zawsze, chodził przygaszony, trudno było go rozśmieszyć lub chociażby przeprowadzić z nim rozmowę. Ale mimo, że jeszcze nie znali się zbyt dobrze, Minhyun nie znalazł sobie nowego kolegi, kiedy temu dawnemu grunt zaczął osuwać się spod nóg. Nie zaczął też traktować go jak porcelanową lalkę, która miałaby się rozpaść na kawałki tak, jak to robili nauczyciele. Nie patrzył na niego ze współczuciem jak rówieśnicy i o dziwo, Jonghyun pomyślał, że dobrze, bo jeżeli ktoś nie stracił najbliższej osoby i nie musiał oglądać depresji drugiej, to nie miał prawa mu współczuć, bo niczego nie rozumiał. Minhyun w szkole nie odstępował go ani na krok, a po zajęciach zapraszał go do swojego domu, starając się ze wszystkich sił odciągnąć jego myśli od tragicznego wypadku. W końcu Jonghyun uporał się z faktem, że jego ojciec odszedł. I właśnie wtedy zrozumiał, jak wiele zawdzięcza przyjacielowi. Wypadek zbliżył ich do siebie bardziej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Szatyn niemal codziennie po lekcjach wpadał do Minhyuna. Rodzice przyjaciela traktowali go jak rodzonego syna. A tydzień temu i oni odeszli.
     Jonghyunowi zajęło ponad dwadzieścia minut dotarcie biegiem do domu Minhyuna - kiedy stanął przed drzwiami wejściowymi, nie mógł złapać oddechu, ale zdobył się na szarpnięcie klamką i dopiero gdy zrozumiał, że nikogo nie ma w środku, pozwolił sobie na oparcie dłoni na kolanach i krótki odpoczynek. Ponieważ nie wiedział, kiedy miała miejsce ta tragedia, przyszło mu do głowy, że może jego przyjaciel nie ma pojęcia o wypadku rodziców i właśnie idzie do liceum. Wyprostował się, otarł rękawem marynarki pot z czoła i ponownie rzucił się do biegu, tym razem kierując się ku wschodowi, by dotrzeć do szkoły w jak najszybszym czasie. 
     Po dziesięciu minutach sprintu, jego energia była na wyczerpaniu, a on sam znalazł się na licealnym dziedzińcu. Nie spotkał po drodze Minhyuna, więc zaczął rozglądać się za nim na zewnątrz szkoły i pytać przypadkowe osoby, czy nie widziały może jego przyjaciela. W końcu wbiegł do środka budynku i tam, ściągając na sobie zdegustowane spojrzenia nauczycieli dyżurujących, którzy ze zniesmaczonymi minami przyglądali się jego ociekającej potem twarzy, przeszedł każde piętro, z włączeniem szatni i hali sportowej, ale nie udało mu się znaleźć poszukiwanej osoby. Postanowił opuścić zajęcia i odwiedzić wszystkie miejsca, gdzie Minhyun mógłby pójść, jednak nim udało mu się wyjść z liceum, zadzwonił dzwonek, a nauczycielka, z którą właśnie miał mieć lekcje, zawołała go do sali, więc z niezadowoloną miną wszedł do pomieszczenia. 
     Nie potrafił skupić się na żadnej lekcji, nawet na historii, a był to jedyny przedmiot, który go interesował. Przerwy spędzał na próbach dodzwonienia się do przyjaciela, mimo że przełączanie na automatyczną sekretarkę dawało mu do zrozumienia, że chłopak wyłączył telefon. I jeszcze w dodatku musiał zostać po lekcjach, żeby zetrzeć tę cholerną tablicę. 
     Pamiętał, że kiedy dokończył ścieranie kredy, odłożył gąbkę i oparł się o ścianę. Wtedy do sali wpadła dziewczynka, którą widział pierwszy raz na oczy. Wzdrygnął się, kiedy przeniosła na niego zaciekawione spojrzenie. Nie miał pojęcia, kim było to dziecko, ale przypuszczał, że pewnie córką któregoś z nauczycieli, więc w każdej chwili do sali mógł wejść ktoś dorosły. Odepchnął się więc od ściany, wyprostował ręce, żeby odwinąć wcześniej podciągnięte rękawy marynarki i zamarł w bezruchu, wpatrując się tępym wzrokiem w światło, które pojawiło się po drugiej stronie sali, dokładnie naprzeciwko jego. 
     Pojawiło się tuż obok szafy, a bijący od niego blask sprawiał, że całe pomieszczenie przybrało nieprzyjemnego dla oczu, jaskrawego, pomarańczowego koloru. Unosiło się, nie ruszając ani o milimetr, niepodtrzymywane przez nic. Nie było to coś przypominającego lampę lub chociażby żarówkę - po prostu sporej wielkości kula czystego światła. 
     Przeniósł spojrzenie na stojącą przy drzwiach dziewczynkę, której szeroko otwarte usta świadczyły o tym, że nie tylko on widział to coś. Nie przyglądał się jej zbyt długo, ponieważ do jego nozdrzy wdarł się nieprzyjemny, gryzący zapach dymu. Dopiero wtedy dostrzegł, że z kuli sypały się krwistoczerwone iskry, które spowodowały, że część szafki, obok której wisiało światło, zajęła się szybko rozprzestrzeniającym się ogniem. 
      Patrzył na to jeszcze chwilę, oniemiały, do momentu, gdy usłyszał kaszel dziewczynki. Szybko do niej podbiegł i ponieważ drzwi wyjściowe były w pobliżu, wyprowadził ją przed szkołę. Kazał jej tam zostać, a sam pobiegł uruchomić alarm przeciwpożarowy. 
     Stanął przed drzwiami płonącej sali, przyciskając dłonie do niewielkiej szyby w drzwiach i wtedy na jego oczach, kula światła zniknęła. Tak po prostu. Otworzył szeroko oczy, odsuwając się o krok od drzwi, kiedy poczuł na ramieniu dłoń przerażonej dyrektorki, która kazała mu wyjść na miejsce zbiórki razem z resztą uczniów. Poinformowała go, że strażacy już są w drodze i zapytała, czy nie widział jej córki. Powiedział jej, gdzie zaprowadził małą, a ona rozpromieniła się, jakby miała ochotę go wyściskać i po tym, jak zobaczyła, że ten udaje się w stronę wyjścia ewakuacyjnego, wybiegła z liceum do swojego dziecka. 
     Jonghyun skorzystał z zamieszania i niezauważony przez resztę nauczycieli, wybiegł za bramę szkoły. Oparł się o nią ciężko, próbując pojąć, co się właśnie wydarzyło, ale nie potrafił się skupić na czymkolwiek innym, oprócz tego, że to on spowodował pożar. 
     Światło pojawiło się i nie było już odwrotu.
     Wyrwał się z zamyślenia dopiero w momencie, kiedy zdał sobie sprawę, że znajduje się tuż obok skrzynki pocztowej należącej niegdyś do państwa Hwang, a obecnie do Minhyuna i momentami też do jednej z dalszych ciotek, która wpadała do niego codziennie, sprawdzić, jak sobie radzi. Przez okno, w którym nie zasunięto rolet, dostrzegł czuprynę przyjaciela, najwidoczniej siedzącego w najwygodniejszej pozycji, jaką mógł wymyślić, na kanapie i grającego w Fifę na Xboxie One, którego dostał jakiś rok temu na urodziny. Tak, jak przypuszczał, nie miał on pojęcia, co się dzieje w całym miasteczku.
- Minhyun! - Jonghyun wszedł do domu najlepszego przyjaciela bez pukania i znając jego rozkład jak własną kieszeń, skierował się od razu do salonu, rzucając na kanapę obok chłopaka.
     Kiedy tydzień temu szatynowi udało się ochłonąć po spowodowanym wcześniej pożarze, od razu wyrzucił go z głowy, postanawiając przemyśleć wszystko dokładnie później i rozpoczął bieg ku miejscu, gdzie spodziewał się odnaleźć Minhyuna. 
     Najczęściej spotykali się na obrzeżach miasteczka. Tam znajdowały się sporych wielkości pola uprawne oraz rozległy las mieszany, w którym ulokowane były dwa ulubione miejsca chłopaków. Odnaleźli je przypadkiem jednego z nudniejszych dni wakacji, jakieś trzy lata wstecz, kiedy to postanowili schronić się przed ogromnymi upałami pomiędzy drzewami. Zazwyczaj od razu po wyjściu ze szkoły przychodzili właśnie w te miejsca, pokonując dzielące ich od lasu siedem kilometrów szybkim krokiem lub prześlizgując się wąskimi uliczkami, w odnajdywaniu których Minhyun nie miał sobie równych. 
     Od kiedy jego brat zakupił Hogoshę i oddał go pod opiekę Jonghyuna, wpadali po drodze do domu Kimów, by zabrać rozochoconego psiaka na długi spacer. Gdy samojed był ich towarzyszem, decydowali się na wybranie dotychczas rzadziej odwiedzanego przez nich miejsca. Przechodzili wówczas polną drogą, kierując się ku północnemu krańcowi pól uprawnych, szli kilkaset metrów przez las, a następnie znajdowali się przy niezbyt szerokiej rzeczce, która omijała miasteczko, płynąc do znajdującej się w pobliżu wsi. Pomost pomiędzy dosyć wysokimi brzegami rzeki stanowiło drzewo, które z nieznanych przyczyn spadło we wprost idealnym miejscu. Jonghyun podciągał wówczas nogawki spodni i zeskakiwał wprost do wody, żeby odpiąć Hogoshy smycz i pozwolić mu do woli się wybawić, a następnie wdrapywał się na swego rodzaju most i po pokonaniu najniebezpieczniejszego punktu, gdzie musiał zrobić metrowy krok lub przeskoczyć ułamaną gałąź, usadawiał się obok Minhyuna. 
     Sporo czasu zajęło im opanowanie szybkiego wchodzenia na drzewo, ale codziennie przychodzenie w to miejsce poskutkowało niebywałą wprawą. Podczas gdy przyjaciele rozmawiali ze sobą lub po prostu siedzieli w przyjemnej ciszy, Hogosha biegał po wodzie, która nie sięgała mu do połowy łap lub próbował dla zabawy doskoczyć do nóg siedzących nad rzeczką chłopaków. Ponieważ Minhyun był wyższy od Jonghyuna o trochę mniej niż dziesięć centymetrów, tylko jemu "zagrażał" samojed.
        Jednak w dniu, gdy szatyn dowiedział się o tragicznej śmierci rodziców najlepszego przyjaciela, nie wybrał się do tego miejsca. Skierował się do ich ulubionej kryjówki, znajdującej się po zachodniej stronie pól uprawnych. Po przebiegnięciu czterokilometrowej drogi na skróty nie był w stanie złapać oddechu, mimo że uchodził za jednego z najbardziej wysportowanych chłopaków w całej szkole. Zmusił się jednak do pokonania jeszcze kilkuset metrów, by dotrzeć do niewielkiej, drewnianej leśniczówki. 
     Była ona zamieszkana kilka lat temu, jednak po jakimś roku miejscowy leśniczy wyprowadził się, a że nie znaleziono nikogo na jego miejsce - stała pusta. Tak, jak przypuszczał, Minhyuna odnalazł właśnie tam. 
      Chłopak siedział przy ścianie naprzeciwko futryny, w której dawniej znajdowały się drzwi, ale że trzeba było nieźle namęczyć się z ich otworzeniem, po prostu wyjęli je z zawiasów i oparli o zewnętrzną ścianę budynku. Jonghyun zakaszlał, aby dać znak o swojej obecności, ale Minhyun nie zaszczycił go spojrzeniem, wpatrując się w drewnianą podłogę. 
     Nie płakał, nie wstrząsał nim szloch, nie patrzył pustym wzrokiem na jakiś punkt w oddali, nie drżała mu dolna warga, a w oczach nie lśniły łzy. Wydawał się aż zbyt obojętny, za bardzo spokojny i z jakiegoś powodu to zaniepokoiło Jonghyuna bardziej, niż zrobiłaby to rozpacz przyjaciela. Szatynowi skojarzył się z robotem, któremu zaprogramowano zmienność emocji i z jakiegoś powodu je wyłączono. 
     Usiadł wtedy obok przyjaciela i nie odzywał się ani słowem. Był przy nim aż do chwili, kiedy zaczął zapadać zmrok, a Minhyun podniósł się, otrzepał spodnie, podał Jonghyunowi rękę, żeby pomóc mu wstać i powiedział, by wrócili już do domów.
- Coś się stało? - Wyższy chłopak przeniósł spojrzenie na Sohee, która weszła za jego najlepszym przyjacielem do salonu i stanęła przy drzwiach, niepewna, co powinna zrobić.
- Wiem, że pewnie mi nie uwierzysz, ale... - zaczął Jonghyun, jednak przerwał, zerkając w kierunku brunetki z cichą nadzieją, że ta pomoże mu przedstawić chłopakowi sytuację, w jakiej się znaleźli.
- Ale nie działa telewizja i telefony, a dorośli zniknęli? - dokończył za niego Minhyun, wprawiając dwójkę w salonie w osłupienie. - No co? Spóźniliście się jakieś piętnaście minut, sąsiadka powiedziała mi, co się stało.
- Twoi rodzice też zniknęli? - dopytała Sohee, na co Jonghyun syknął cicho, ściągając na siebie jej uwagę. Zdała sobie sprawę, że musiała powiedzieć coś bardzo nietaktownego, ponieważ Minhyun wyglądał, jakby na chwilę się zawiesił, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
- Tak, jakiś tydzień temu - odparł w końcu bez emocji w głosie, uśmiechając się niemrawo na widok przepraszającej miny brunetki. - Nie, nic się nie stało - uspokoił ją, wstając, aby wyłączyć grę.
- Nie tylko dorośli zniknęli. Każdy, kto ukończył siedemnaście lat również - doprecyzował Jonghyun. - Prawdopodobnie my też znikniemy w dniu urodzin.
     Minhyun skinął powoli głową, ze stoickim spokojem przyjmując informację, którą przekazał mu przyjaciel. Jonghyun bał się o niego. Brunet nigdy przesadnie nie okazywał emocji. Rzadko kiedy czuł się szczególnie smutny lub naprawdę szczęśliwy. Zazwyczaj po prostu czuł się nijako, jak sam twierdził. Jednak brak reakcji w obecnej sytuacji wydawał się Jonghyunowi wymuszony i wręcz nie na miejscu.
- To teraz zostaje mi tylko zapytać was, co robimy dalej?

244 GODZINY, 37 MINUT

- Chodźmy na rynek - zaproponowała Sohee, na co chłopcy przystali bez zbędnych protestów. 
- Sądzicie, że w miasteczku zostali jacyś dorośli? - zapytał Jonghyun, kiedy cała trójka stała na werandzie domu Minhyuna, czekając, aż chłopak zamknie drzwi na klucz i włoży go sobie do kieszeni.
     Boseong znajdowało się na południowo-zachodnim krańcu Korei Południowej tuż obok przybrzeżnej autostrady. Z powodu pewnego, jak to ujmowały wówczas media, dziwacznego wypadku elektrowni atomowej, znajdującej się niecałe osiem kilometrów od ratusza, wyodrębniono z miasta część, która w latach dziewięćdziesiątych oferowała jedynie bycie napromieniowanym przez radioaktywne substancje. Mimo że wszystkie je usunięto, mało kto chciał mieszkać w okolicy, więc Boseong Promieniotwórcze, jak je nazywano w większych miastach,  miało jedynie nieco ponad czterystu mieszkańców, a teraz ich liczba zapewne zmniejszyła się przynajmniej o trzy czwarte. 
     Aby trafić na rynek wystarczyło przejść siedem kilometrów, mijając po drodze supermarket, szkołę, ośrodek zdrowia i firmy prowadzone w ramach prywatnych działalności. Jednak Jonghyun poprosił Minhyuna i Sohee, aby przeszli drogę dwa razy dłuższą, żeby mógł wpaść do domu po Hogoshę i zabrać go ze sobą. Nie chciał zostawiać psiaka samego na długo, a nie miał pojęcia, kiedy wróci do domu. Jego najlepszy przyjaciel szybko przypomniał sobie skrót, który wykorzystali, aby się nie nachodzić i po upływie kwadransa cała trójka stała przed domem Jonghyuna. Szatyn wpadł do środka, nawołując samojeda, natomiast Minhyun zainteresował się samochodem, o który wcześniej opierała się Chaeyoung.
- Samochody działają? - zapytał Sohee, odwracając się do niej przez ramię, a gdy ta odpowiedziała mu wzruszeniem ramion, zaprezentował jej minę kombinatora i po chwili zniknął w domu swojego przyjaciela.
     Brunetka nie chciała stać sama na zewnątrz, więc poszła za nim i oparła się o ścianę w przedpokoju, czekając na chłopaków. Nie musiała robić tego szczególnie długo, ponieważ zaraz znalazł się przy niej Minhyun, podrzucając w dłoni kluczyki od samochodu i drugie, najprawdopodobniej od garażu. Wyminął dziewczynę, wychodząc na podwórko w momencie, gdy na schodach pojawił się Jonghyun trzymający na rękach prześlicznego, śnieżnobiałego psa, który zaczął merdać ogonem na widok Sohee. Szatyn odłożył swojego pupila na podłogę i wystarczyła krótka chwila, żeby ten znalazł się obok brunetki, trącając nosem nogawkę jej spodni. Dziewczyna nie bardzo znała się na zwierzakach, ponieważ sama nie miała nigdy własnego, jednak przyjazne usposobienie samojeda skłoniło ją do pogłaskania go.
- Jak się wabi? - zapytała, przykucając przy psie, który natychmiast oparł łapy o jej kolana, domagając się więcej pieszczot.
- Hogosha. W tłumaczeniu - stróż, obrońca.
     Jonghyun już miał zapytać, gdzie podział się Minhyun, kiedy usłyszał warkot silnika, a przez otwarte drzwi wejściowe ujrzał białego Hyundaia Santa Fe należącego do Youjina, który wyjechał na podjazd przed domem Kima. Siedzący za kierownicą brunet, odsunął szybę i szczerząc do zaskoczonej dwójki towarzyszy zęby, pokazał im ruchem głowy, aby wsiadali do środka.
- Potrafi prowadzić? - zdziwiła się Sohee, posyłając pytające spojrzenie Jonghyunowi, kiedy ten zamykał dom na klucz.
- Umie też posługiwać się pistoletem - odpowiedział szatyn, wzruszając ramionami, po czym nie czekając na jeszcze bardziej zaskoczoną sąsiadkę, która nie miała pojęcia, czy żartował, podszedł do samochodu i wpuścił swojego psa na tylne siedzenie.
- Chcesz siedzieć z przodu czy z tyłu? - zapytał stojący przy otwartych drzwiach Jonghyun, gdy dziewczyna podeszła do Hyundaia, ale ta od razu wdrapała się na miejsce obok samojeda.
- Czyli z tyłu - odpowiedział sam sobie, obchodząc samochód, żeby dostać się na przednie siedzenie pasażera.

243 GODZINY, 59 MINUT

     W drodze do rynku towarzyszy najbardziej zaskoczyła ilość dzieci zmierzających w tym samym kierunku, prowadzonych przez starsze rodzeństwo lub pokonujących spore odległości samodzielnie. W centrum miasta ujrzeli ich jeszcze więcej - słysząc odgłosy wydawane przez silnik, wszystkie jak jeden mąż odwróciły się w kierunku, skąd one dobiegały. Te stojące bliżej szybko się rozczarowały, widząc za kierownicą młodzieńca, a te w głębi rynku wspięły się na palce lub weszły na ławki, aby lepiej się przyjrzeć się kierowcy. Gdy Minhyun zaparkował Hyundaiem i wszyscy, razem z Hogoshą, opuścili samochód, na twarzach reszty również pojawił się wyraz zawodu. 
     Jednak Sohee nie na to zwróciła uwagę po znalezieniu się na zewnątrz. Wyczuła gryzący zapach dymu i ujrzała ciemnoszare smugi unoszące się w powietrzu kilkanaście metrów nad ratuszem oraz kilkoro dzieciaków uciekających jak najdalej od tamtego miejsca. Zerknęła na chłopaków, a ich poważne miny poinformowały ją, że ci zrozumieli, czego byli świadkami.
     W oknie na piętrze jednego z budynków mieszkalnych rozbłysły płomienie. Młodzież i dzieci stojące w pobliżu ratusza zaczęły patrzeć po sobie z nadzieją, że ktoś zrobi coś, co mogłoby uratować budynek.
- Ktoś jest w środku? – zawołał Minhyun, nie kierując pytania do nikogo konkretnego z nadzieją, że ktoś, kto zna odpowiedź, nie zatrzyma jej dla siebie.
- Wydaje mi się, że państwo, którzy tu mieszkali, mieli dziecko – odpowiedziała mu jedna ze starszych dziewczyn, która stała na tyle blisko, by usłyszeć pytanie.
     Słysząc te słowa, Sohee natychmiast zaczęła przepychać się przez gapiący się tłum, aby dotrzeć do budynku, ale Jonghyun złapał ją za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę, krótko kręcąc głową.
- Jeżeli szybko nie zareagujemy, ogień się rozprzestrzeni, a osoba w środku zginie - stwierdziła spanikowanym tonem, próbując wyrwać rękę z jego uścisku.
- Zakładam, że jesteś jedyną osobą, która wie, co powinno się zrobić w razie pożaru. Pójdę po to dziecko, a ty rozdziel zadania, żeby uratować budynek - powiedział najszybciej, jak tylko potrafił i przeszedł przez tłum młodzieży, nie musząc się przepychać, ponieważ rozstąpili się, kiedy tylko usłyszeli jego słowa. Przed wejściem do budynku zdjął z siebie koszulę i zasłonił nią usta oraz nos.
     Minhyun złapał za obrożę Hogoshę, który przymierzał się do biegu za swoim właścicielem i w ekspresowym tempie odprowadził go do Hyundaia, zamykając drzwi, żeby ten nie narobił kłopotów.         W tym czasie starsza młodzież, która wcześniej słyszała słowa wypowiedziane przez Jonghyuna, zgromadziła się przy Sohee, czekając na polecenia. Zaskoczyła ją tak spora liczba osób chętnych do pomocy - otoczyło ją co najmniej trzydzieści osób, ale poczuła ulgę z tego powodu, ponieważ istniały dzięki temu większe szanse ugaszenia pożaru. 
- Kilku silnych chłopaków musi zabrać z remizy węże i podłączyć je do hydrantu - powiedziała bardzo głośno, na co stojący tuż obok niej chłopak, Choi Minki, który o ile dobrze kojarzyła, chodził na zajęcia ochotniczej straży pożarnej, machnął ręką na rówieśników, którzy byli razem z nim w drużynie i obiecał, że się tym zajmie. Tłum zrobił im miejsce i przez kilka sekund Sohee widziała, jak biegną w kierunku oddalonej o kilkadziesiąt metrów remizy strażackiej, popędzając siebie wzajemnie do szybszego biegu. 
- Minhyun, weź ze sobą trzy osoby i biegnijcie do sklepu z narzędziami. Weźcie najdłuższy wąż ogrodowy, jaki znajdziecie i podłączcie go do drugiego hydrantu. Zmoczcie ściany i dach sklepu. - Chłopak nie musiał zmuszać kogokolwiek do pomocy, ponieważ z tłumu wyrwały się osoby chętne do wykonania tego zadania. Po chwili i oni zniknęli Sohee z oczu.
- Reszta musi zabrać dzieci z przedszkola na wszelki wypadek, gdyby pożar się rozprzestrzenił. - Młodzież, która nie została jeszcze przydzielona do pomocy, natychmiast ruszyła w stronę wskazanego przez nią budynku i zaczęła ewakuować maluchy w ekspresowym tempie. Grupka wyznaczyła nawet kilka osób, które odprowadzały je na plac przed ratuszem, gdzie nie było większego zagrożenia ze strony jakichkolwiek czynników. 
     Brunetka musiała przyznać, że zaimponowała jej odpowiedzialność, jaką wykazali starsi w sytuacji kryzysowej. Wtedy jej myśli wróciły do Jonghyuna, który wcześniej wbiegł do płonącego budynku i już miała zamiar również wejść do środka, aby pomóc mu, gdy ten wyszedł z niego, trzymając na rękach dziewczynkę. Najwidoczniej kiedy tylko ją znalazł, zasłonił jej usta i nos swoją koszulą, ponieważ gdy ktoś przejął od niego dziecko i sprawdził, czy nic nie stało się pięciolatce, upadł na kolana i zaczął kaszleć tak okropnie, jakby chciał wycharczeć z siebie płuca.
     Sohee podbiegła do niego i pomogła mu wstać, a potem oddalić się od dymu, w tym samym czasie, gdy w pobliżu płonącego budynku pojawiła się drużyna ochotniczej straży pożarnej z Minkim na czele. Jeden z chłopaków odkręcił hydrant, a reszta wodą zaczęła ugaszać płomienie. 
     Po upływie jakichś dziesięciu minut sytuacja została opanowana.

Mam nadzieję, że się podobało
Mile widziane będą komentarze
Taeyeon

8 komentarzy:

  1. Chorera no! Co tu się dzieje? 😅
    Lol, ja chcę następną część xD Co ty robisz z moim mózgiem? 😂
    Ale naprawdę...
    ...
    No chorera, co się wgl dzieje? Jak, po co, dlaczego? Celowe działanie czy przypadek? Loool~ XDDDDDDDDDDDDD
    Dobra, nie mam nic sensownego do napisania, także ten... xD
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Manipuluję myślami i, wait, która część mózgu odpowiada za kojarzenie?, czołowy płat kory mózgowej *Nie to, że sobie to przypomniałam - są wakacje, o nauce się nie myśli, po prostu wpisałam w Google bardzo mądrze sformułowaną wypowiedź, a mianowicie "Kojarzenie mózg gdzie" *aplauz proszę XD*
      A ja nie mam nic sensownego do odpowiedzenia, jak widać, także ten... xD
      Też pozdrawiam i dziękuję za komentarz *winkeu XD*

      Usuń
  2. Zawsze mnie zadziwia, jak ty szalejesz z tą długością rozdziałów. 1 Rozdział Atlantydy liczy u mnie ponad 2.000 słów, co i tak jest dużo jak na mnie XD
    Minki i ochotnicza straż pożarna? I like it 😎
    Mam w głowie tyle pytań! Czemu zniknęli i jak poradzą sobie bohaterowie? Kiedy to Wszystko się wyjaśni!
    I z każdą twoją pracą uświadamiam sobie, jak bardzo uwielbiam twój styl pisania i pomysły.
    Pozdrawiam i życzę weny ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie mnie też to czasami dziwi :") Pomysł normalnie mam tak na 3k słów maksymalnie, a potem nagle ponad pięć tysięcy wyrazów się z tego robi :") Magiiiia :")
      Bardzo łatwo sobie go wyobrazić w stroju strażaka, nie mam pojęcia czemu XD
      Wszystko? Wszystko raczej się nie wyjaśni XD W kolejnym rozdziale sporo będzie odpowiedzi, a w ostatnim też dosyć dużo, ale... Hmmm, nie wiem XD Nadal nie skończyłam 4. rozdziału :") *facepalm*
      Dziękuję <3
      Też pozdrawiam ^^

      Usuń
  3. Dlaczego kończysz to w taki sposób? XD Nie rób mi tego XD
    Czemu oni znikają? Why dorośli? Dokąd? Wrócą? Dlaczego wybuchł pożar? XD Zbyt dużo niewiadomych XD Nie lubię niewiadomych XD Dodaj prędko kolejną część, bo nie wytrzymam i wszystkie włosy z głowy powyrywam XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze mogłam skończyć w momencie, gdy Sohee ogarnęła, że Jonghyun nie wyszedł z budynku :") To dopiero byłoby zagranie niczym Polsat, nie sądzisz XD?
      Ja nie lubię niewiadomych w zadaniach z matmy. To zło...
      Nie musisz ich wyrywać :") Farbowałaś je niedawno, to może same zaczną wypadać, jak się chcesz ich pozbyć XDDDD
      Pozdrawiam :")

      Usuń
  4. ach cudownie się czytało z przystojaniakiem z nuest ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. XD Szkoda, że nie ma zbyt wielu polskich fanfiction z resztą przystojniaków z NU'EST xD

      Usuń