środa, 26 grudnia 2018

C stands for Christmas

Cześć!
Dzisiaj wita Was Sangrim. (Właśnie, co to się stało, że ona?) Chociaż i tak powinnam się przywitać wczoraj, bo post miał być wczoraj, ale muszę się przyznać, że bardzo mnie zajął mój prezent świąteczny :") Ludzie! Shadow of the Tomb Raider - jak ja mam się od tego oderwać?! ♥ XD
Jednakże znalazłam też czas by w końcu coś napisać i padło na coś świątecznego ^^ Mam też przeprosić za Tae, że kalendarz adwentowy się urwał, ale już może nie będę wspominać co jest temu winne, bo nie dość, że to oczywista oczywistość to jeszcze za każdym razem właśnie to jest powodem wszelkich opóźnień i braku postów :")
Mam wielką nadzieję, że dobrze przeżyliście czas świąt i jesteście pozytywnie nastrojeni oraz wypoczęci ^^ Życzę Wam szczęśliwego Nowego Roku i dobrego humoru na 365 następnych dni! ♥
A teraz zapraszam do czytania ^^

one shot | Park Chanyeol & Do Kyungsoo | EXO | 3399 słów

Nastał poranek, ostatni przed wigilią. O godzinie szóstej rano było jeszcze dość ciemno, lecz wystarczająco jasno, by jakoś móc przedrzeć się przez labirynt domków jednorodzinnych na terenach podmiejskich, bez przypadkowego zderzenia się z czyimś płotem, znakiem drogowym czy w skrajnym przypadku - kubłem na śmieci. Śnieg przez cały czas padał. Jego pojedyncze płatki tańczyły z wiatrem wokół wysokiej sylwetki pewnego chłopaka, który to o tak wczesnej porze opuścił swój dom, w celu wypełnienia swojego zadania.  Mroźne powietrze wwiercało się boleśnie w nozdrza, wywołując jednocześnie dziwne swędzenie. Do tego wysoki, młody mężczyzna najwyraźniej zmagał się z katarem, gdyż co jakiś czas wydmuchiwał swój nos w chusteczkę. Mimo to chłopak się niczym nie przejmował i szedł dalej chodnikiem, wypatrując tego jednego domu, który miał odszukać. Nie zostało mu wiele do przebycia - charakterystyczny domek o barwie pastelowej zieleni był już w zasięgu jego wzroku. Zostało mu jedynie jakoś dyskretnie dostać się do środka... Tylko jak?



Jeden z pokoi tego domu zamieszkiwał inny młodzieniec. Brązowowłosy, stosunkowo drobny chłopak spał smacznie pod kołderką w swoim czarno-białym pokoju, od czasu do czasu pochrapując. Wraz z nim w spoczynku pozostawała cała jego rodzina. Nawet piesek - Frigg - dzisiaj pogrążył się w wyjątkowo głębokim śnie i nie przybiegł do swojego właściciela, z zamiarem obudzenia go poprzez uwielbione wręcz przez niego "skakanie po panu". Wszędzie tak cicho, w każdym pomieszczeniu ciepło, przytulnie.
Chłopak przewrócił się na drugi bok. W idealnie tym momencie białe drzwi otworzyły się, a zza nich ostrożnie i powoli wychodziła wysoka, czarnowłosa postać o zabawnie odstających uszkach. Chłopak ubrany w i tak za duży na niego kożuszek oraz zielone pantofelki z dzwoneczkami, ostrożnie postąpił krok przed siebie i skręcając się jak wąż, sięgnął po klamkę, aby przymknąć drzwi. Wyszło mu to całkiem nieźle.
Intruz stanął na środku pokoju i począł rozglądać się. Nie zobaczył nic, jego zdaniem, interesującego, toteż postanowił od razu przejść do działania.
Niech to! A tak się dobrze skradał, by niespostrzeżenie przyjrzeć się tajemnicom ludzkiego mieszkania. Okazuje się, że oni nic ciekawego w domu nie trzymają.
Czarnowłosy zbliżył się do łóżka towarzyszącego mu (w pewnym sensie) chłopaka. Nie miał zielonego pojęcia jak budzić człowieka. Dlatego postanowił działać po swojemu.
- Pobudka! - szepnął chłopakowi do ucha, wręcz wyśpiewując. Jednocześnie potrząsając mniejszą od niego istotą, powoli zaczął ugłaśniać swój głos. - Wstajemy, wstajemy, wstajemy!
Na to szatyn jęknął przeciągłe, wiercąc się przy tym w swoim łóżku.
- Jeszcze pięć minut - odmruczał niewyraźnie z grymasem na twarzy i odwrócił się na drugi bok.
Bruneta rozbawiło to. Chichocząc pod nosem, działał dalej.
- No proszę... - pokręcił głową, zakładając ręce na biodra. - Zaczynamy zupełnie jak w jakimś typowym filmie przygodowym, w którym główny bohater jest jakimś wyjątkowym nastolatkiem. - Ekspresowo zdjął swój kożuszek i rzucił go gdzieś w kąt pokoju. Zielono ubrany chłopak, pozwolił sobie na pochylenie się nad tak właściwie obcym mu człowiekiem i radosne uwagi. - O! O! To ja mogę być twoją wróżką chrzestną?
Niespecjalnie wzruszyło to męczonego śpiocha. W ciągu dalszym spał, a od czasu do czasu nawet pochrapywał. Brunet, który nienawidził być ignorowanym, w końcu zdenerwował się i puścił wodze swojej irytacji.
- Wstawaj! - wykrzyczał, lecz w miarę cicho, aby nie robić za dużego zamieszania i nie niepokoić pozostałych domowników. Wskakując na łóżko, zdarł z szatyna kołdrę i wznowił potrząsanie żywą istotą.
- Ej! - Jedynie tyle wydobył z siebie świeżo obudzony, przecierając oczy ze zdumienia. Nad nim wisiał jakiś obcy gość ubrany w jakieś zielono-biało-czerwone ubrania, a on nie mógł go nawet zrzucić z siebie, bo był za słaby na to.
- Na "ej" to nawet tramwaj nie staje! - zwrócił mu uwagę czarnowłosy, powoli schodząc z ugniatanego przez niego chłopaka. - Ile mam czekać aż się łaskawie obudzisz?!
- Co do?! - zapiszczał prawie czarnowłosy, zeskakując jak kot z łóżka i odbierając w najdalszy róg pokoju, gdzie ukrył się za obrotowym krzesłem od swojego biurka.
- Niespodzianka? - Gość nieporadnie rozłożył ręce i z zakłopotanym uśmieszkiem lustrował tego człowieka, którego postanowił sobie wybrać na towarzysza.
- Kim jesteś? - zapytał najpierw, dodając po chwili. - Co tu robisz? Jak mnie znalazłeś?
- Noooo... - Wysoki chłopak podrapał się po głowie, szukając jakiejkolwiek wymówki, która chociaż trochę brzmiałaby dobrze. - Eeee... Poczułem zapach sernika...
- Nikt u mnie nie piekł sernika. - Przestraszony chłopak zauważył istotny zgrzyt w wypowiedzi niespodziewanego gościa.
- ... dlatego poszedłem do domu obok - dodał szybko czarnowłosy, udając, że od początku miał to powiedzieć, a nie, że dopiero przed chwilą to wymyślił.
- To nie ma sensu - oskarżył go o kłamstwo chłopak, wskazując na niego palcem. Odważył się nawet nieco wychylić zza bezpiecznego krzesełka. - Co ty tu do jasnej szpachelki robisz?
Brunet zmarszczył brwi i przyglądał się chwilę z udawaną powagą swojemu rozmówcy. W końcu nie wytrzymał i śmiejąc się, podszedł bliżej do chowającego się za obrotowym krzesłem chłopaka.
- O, tej błyskotki z twojego palca poszukuję - odparł, wskazując na pierścień znajdujący się na palcu serdecznym prawej ręki chłopaka.
- Spadaj, to moje. - Szatyn pacnął go w rękę, gdy uznał, że brunet znajduje się za blisko.
Nawet gdyby chciał, to nie mógł by oddać tej obrączki. Włożył ją raz z ciekawości i od tego momentu nie mógł jej ani tyle zdjąć.
Wyższy od niego (o przynajmniej głowę) młodzieniec nachylił się i wymierzył niższemu policzek, bez trudu ściągając z jego palca pierścień ku wielkiemu zdziwieniu mieszkańca tego domu.
- Właśnie wczoraj to zgubiłem - wyjaśnił chłopak, wsadzając na swój palec zdobycz. Po tym, zagaił. - Powiedz no mi... Znasz się może na reniferach?
Spoliczkowanego chłopaka zamurowało. Zastanawiał się czy jeszcze śni, czy to dzieje się na prawdę. Ten facet kolejno wkradł się do jego domu, brutalnie obudził, ukradł znalezioną obrączkę, a teraz wypytuje o renifery. Sytuacja tak dziwna, że aż słów mu zabrakło i nie mógł nic z siebie wykrztusić. Przestraszony wcześniejszym naruszeniem nietykalności cielesnej, siedział spokojnie i z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w niczym nie przejmującego się przybysza.
- O, tak przy okazji - przemówił "włamywacz", zauważając, że jego gospodarz zrobił się trochę cichy. Z szerokim uśmiechem podał mi rękę i przedstawił się, kłaniając. - Jestem Chanyeol. Jeden z głównych pomocników Świętego Mikołaja!
- Kyungsoo - rzucił krótko rozmówca, podając również rękę i nie ogarniając już prawie niczego. To jednak Święty Mikołaj istnieje?
- Spoko, wiem przecież, jak masz na imię - zachichotał Chanyeol, potrząsając głową. Wyglądał przy tym tak uroczo, że każda nastolatka z miejsca mogłaby się w nim zakochać! Chłopak, zgarnął z podłogi swój płaszczyk, odsunął krzesło biurowe od Kyungsoo i rozłożył szeroko ręce. - Chodź no do swojej wróżki chrzestnej.
Po czym pociągnął rozmówcę za rękę i w jedną sekundę okrył go swoją ciepłą kurtką, która swoją drogą była kilka rozmiarów za duża na biednego Kyungsoo.
- Nie dotykaj mnie, ty młynie jeden! - protestował chłopak, gdy Chanyeol recytował na szybko jakiś tajemniczy wierszyk w nieznanym ciemnowłosemu języku.
- Za Asgard!!! - krzyknął Yeol, a wokół niego i trzymanego w jego uścisku Kyungsoo zawirowały złote Iskierki, zmierzające od podłogi w stronę sufitu.

Powietrze zawirowało, a skołowany i przestraszony Kyungsoo poczuł, jakby miał się unosić, lecz jego nogi, ważące za dużo w tej chwili, ciążyły mu. Zamknął oczy i mimowolnie wtulając się w ramię Chanyeola, poddał się działaniu magicznego pierścienia elfa.
Niesamowita obrączka przeniosła ich do dość dziwnego miejsca. Pełnego oczywiście śniegu, przyozdobionych choinek, ale także zmyślnych chatek z drewna, owieszonych kolorowymi lampkami. Wokół panował niesamowity ruch. Gdy Kyungsoo przestało się kręcić w głowie, zauważył że wokół niego i jego towarzysza krząta się kilka tuzinów podobnie ubranych do Chanyeola ludzi, którzy albo to przewozili na saniach przeładowane worki, albo sami biegli na różne strony z rękami pełnymi kolorowych pudełek przywiązanych kokardami.
- Witamy w Wiosce Świętego Mikołaja! - wykrzyknął wesoło elf, rozpościerając szeroko ręce, jak orzeł szykujący się do lotu... Brzmi MASNO, prawda?
Oczarowany Kyungsoo rozglądał się jeszcze chwilę, wyglądając przy tym na przytłoczonego zaistniałym napływem sytuacji, gdy wtem przerwał mu jego tymczasowy przewodnik po tej cudownej krainie.
- Cholera, sanie! - zdążył wrzasnąć, zanim sanie jednego z jego kolegów minęły ich o włos po tym, jak Chanyeol popchnął swojego gościa na pobliską zaspę.
- Patrz, jak jeździsz idioto! - wyszedł z zaspy z pretensjami, zamaszyście wymachując rękami w stronę Mikołajowi ducha winnego Minseoka. Po czym wrócił spojrzeniem do niziutkiego i drobnego przy nim chłopaka, biorąc go pod ramię. - Sorry, klepłem się o kilka metrów i tak jakoś...
- Prawie przejechały nas sanie! - Odepchnął go od siebie przybysz z innego miasta, krzycząc. Jednakże wyglądał przy tym tak uroczo, że Yeolowi wymsknęło się wesołe parsknięcie śmiechem, gdyż jego nowy przyjaciel przypominał mu mocno wkurzonego pingwinka.
- Ale szukaj pozytywów! - Pokręcił głową, a wraz z wykonaniem tego ruchu zadźwięczały dzwoneczki na jego zielonej czapce. - To były porządne, koreańskie sanie. Z resztą to nie o jakichś głupich saniach mieliśmy rozmawiać!
- Więc o czym? - zapytał prowadzony przez elfa chłopak, biorąc głębszy wdech. To, że idą poboczem jeszcze nie oznaczało, że są bezpieczni - idzie przecież z jednym z najbardziej przyciągających kłopoty elfów!
- Pozwól, że wyjaśnię ci w drodze - uspokoił go Chanyeol, biorąc z powrotem pod ramię. Następnie wyciągnął przed siebie dłoń i wskazał pewien budynek przed nimi, stojący w odległości może kilkunastu metrów. - Bo idziemy do tamtego tam budynku, a w sumie niewiele mam w temacie do powiedzenia. Rudolf ostatnio źle się czuje. Nie chce wychodzić ze stajni, ani przebywać z innymi reniferami. Zaczęliśmy się poważnie o niego martwić, więc postanowiliśmy sprowadzić pomoc.
- Fajnie, świetnie... - zaczął Kyungsoo, czekając, aż Chanyeol skończy mu dwie godziny otwierać drzwi. - Ale ja nie jestem weterynarzem!
- Nie przerywaj, jak wyższy mówi! - złajał go Yeol, przybliżając swoją twarz niebezpiecznie blisko tej Kyungsoo, ukazując swój gniewny wyraz twarzy. -  No, w tym samym czasie zgubiłem mój magiczny pierścień. Jego działanie chyba już ogarnąłeś po drodze. Z racji tego, że rozwiązanie problemu Rudolfa przypadło na mnie, to uznałem, że kogo uznam za miłego, to wezmę go ze sobą. Przy okazji okazało się, że masz mój pierścień.
- Ty wiesz, że to nie ma sensu? - D.O spojrzał na niego z politowaniem, zakładając ręce na ręce.
- Tobie zawsze coś nie pasuje! - Chanyeol wywrócił oczami, ciągnąc niższego za rękaw, a potem prawie wrzucając do środka. - Nie jestem tu od myślenia, ok?! A teraz włazuł do środka i współpracy trochę!
Stajenka, w której się znaleźli, nie miała kolosalnych wymiarów, mimo że na zewnątrz wyglądała na dużo większą. Była cała zbudowana z drewnianych bali, a gdzieniegdzie na ścianach porozwieszane były lampy albo zdjęcia reniferów. Pomieszczenie było bardzo zadbane, a do tego niesamowicie czyste, czego przybysz z Goyang się na pewno nie spodziewał, nawet w krainie Świętego Mikołaja. Do tego prawie wszystkie boksy były puste, z wyjątkiem tego jednego, w którym przebywał nie największy renifer kasztanowej barwy, zwrócony do furtki tyłem.
- Jest bardzo apatyczny – zauważył D.O, obserwując leżącego w kącie pokoju renifera, który nie miał nawet chęci, by podnieść głowę i sprawdzić, kto przyszedł go odwiedzić. Kyungsoo był pod wrażeniem jego lśniącego futra, ale i też pięknego poroża. Sam fakt, że ma przyjemność oglądać prawdziwego Rudolfa, to było coś! - Ma chociaż ochotę na jakieś jedzenie?
- Ma całkiem dobry apetyt… - odparł po chwili zastanowienia Yeol, drapiąc się po brodzie. - Raczej nie jest chory.
- Macie tu jakieś... – zaczął chłopak, ale nieśmiało mu było dokończyć z racji tego, że nie dość, że samo pytanie było niewygodne, to i też nie umiał się dobrze wysłowić. -Yyy... Panie reniferowe?
Elf popatrzył na niego jak na wariata, sprawiając, że chłopak poczuł się jeszcze bardziej niekomfortowo niż wcześniej. Tylko Rudolfowi wszystko było dalej obojętne, jakby niczego nie słyszał. Natomiast Yeol lustrował Kyungsoo w dalszym ciągu spojrzeniem wyrażającym „Ale w domu wszyscy zdrowi?”, gdyż zadane pytanie zdawało mu się kuriozalne. Przecież to było wiadome, że Rudolfowi zawsze się podobała łania imieniem Fiołek! Przynajmniej wszystkie elfy o tym wiedziały… Więc Yeol zgadywał, że i też ludzie o tym wiedzą.
- Booo... - D.O zaczął się tłumaczyć najszybciej, jak tylko potrafił, próbując znaleźć jakąś logiczną przyczynę, dlaczego akurat to pytanie jako pierwsze przyszło mu na myśl. - Może Rudolf czuje się samotny?
Każde dziecko wie, że dawniej Rudolf był wyśmiewany z powodu swojego świecącego nosa, ale finalnie znalazł swoje miejsce w zaprzęgu świętego Mikołaja jako najważniejszy z reniferów, bo to on w mgliste dni oświetla poczciwemu staruszkowi z brodą i jego zaprzęgowi drogę, aby mógł na czas dostarczyć wszystkim prezenty świąteczne. Jednak czasy docinek kierowanych pod jego adres dawno minęły, a sam Rudolf obecnie bryluje towarzysko i ma mnóstwo przyjaciół, a towarzystwa mu nigdy nie brakuje. Toteż Chanyeol nie spuszczał z D.O swojego niewygodnego wzroku i dalej spoglądał na niego, czekając, aż w końcu ten przestanie mówić głupoty.
- Nie? – upewnił się chłopak, unikając kontaktu wzrokowego z elfem. - To nic nie mówię!
Po czym obrócił się w bok cały czerwony, czując, jak ze wstydu pieką go policzki. Wtedy przypomniał mu się kluczowy fakt, że przecież Rudolf jest znany ze swojego czerwonego nosa! A czego brakowało biednemu reniferkowi, kulającemu się w rogu boksu? Odpowiedź teraz nasuwa się sama.
- Jego nos świecił wcześniej, gdy jeszcze nie był taki jak teraz? – zapytał dla pewności D.O, nie chcąc znowu palnąć czegoś głupiego, za co później będzie musiał się wstydzić i co pewnie przypomni sobie dziewięć lat później przed snem.
- Tak... – Chanyeol energicznie pokiwał głową, a jego oczy otworzyły się szerzej ze zdumienia, gdyż (tak wprawdzie mówiąc porwany) chłopak uświadomił mu coś, na co wcześniej nie zwracał nawet uwagi, a na co powinien w pierwszej kolejności patrzeć. - Myślisz, że to dlatego?
- Rudolf nie chce się pokazywać, ponieważ jego nos przestał świecić! – powiedział to na głos Kyungsoo, ciesząc się, że tym razem udało mu się dojść do czegoś sensownego, a przede wszystkim nie głupiego. - Wszystko jasne! Wiesz, jak temu zaradzić?
- Trzeba go nakarmić ciastkami pani Mikołajowej! – Yeol rzucił się prawie towarzyszowi na szyję, po czym mocno go przytulił z radości, ponieważ Kyungsoo właśnie zapracował na awans u Mikołaja dla elfa, któremu powierzono tę sprawę. - Aaach, jaki one mają nieziemski smak! Sam musisz spróbować!

Po długiej drodze przez pełen ruchu domek Świętego Mikołaja naszym bohaterom nareszcie udało się dotrzeć do kuchni, w której świąteczne potrawy przygotowywała Pani Mikołajowa, która była tak pochłonięta swoją pracą, że nawet nie zauważyła kiedy elf wraz ze swoim pomagierem nie-elfem (choć o tym nikt nie wiedział jeszcze i dobrze – zwykli ludzie mają o tym świecie i wszystkim, co z nim powiązane nie wiedzieć) weszli do kuchni. Chanyeol, oczywiście, prowadził, gdyż znał to miejsce lepiej niż każde inne. Może dlatego, że w dzieciństwie spędzał tu każdą wolną chwilę, pomagając przy gotowaniu.
- Oto one! – ozwał się w końcu, stojąc na pewną odległość od stołu, na którym spoczywała blaszana tacka z jeszcze cieplutkimi, bo świeżo wyjętymi z pieca ciasteczkami w kształcie gwiazdek. Wskazał na nie ręką, po czym obrócił się przodem do swojego pomocnika i dokończył mówić. - Ciasteczka o najwspanialszym smaku, jaki kiedykolwiek istniał.
- Ale które? – dopytywał D.O, wychylając się zza wyrośniętego elfa, który zasłaniał mu widok na wszystko, co znajdowało się przed nim.
- No te tu.
- Te, które właśnie kradnie ten podejrzany koleś w niebieskim trykocie?
- Te, które właśnie kradnie ten podejrzany koleś w niebieskim trykocie. TE, KTÓRE WŁAŚNIE KRADNIE TEN PODEJRZANY KOLEŚ W NIEBIESKIM TRYKOCIE?!?!?!
W rzeczy samej z ową tacą właśnie przeciskał się przez tłum elfów pracujących w kuchni jakaś inna osoba, uciekając przed prawdopodobnie Kyungsoo i Chanyeolem.
- Wracaj tu!!! – wrzasnął za nim Yeol, rzucając się w pościg za złodziejem ciasta. Przy czym potrącił kilka starszych elfek, którym na szczęście nic się nie stało.
Kyungsoo również pobiegł, ponieważ nie miał pojęcia, co mógłby robić w kuchni sam i bez ciastek, a do tego Chanyeol to była jedyna osoba, którą tu jako tako znał i nie uśmiechało mu się go gubić, a potem szukać w zupełnie obcym miejscu.
Ubrany w chłodne barwy złodziej był bardzo sprawny. Lawirował między krzątającymi elfami tak, jakby był w stanie przewidzieć położenie każdego z nich, zanim jeszcze wykonają jakikolwiek ruch. Jednak Yeol nadrabiał jego zwinność swoją szybkością i utrzymywał się za ubranym w niebieski kostium obcym w stałej odległości kilkunastu kroków. Miał go cały czas w zasięgu swojego wzroku. Trochę dalej za nimi próbował nadążyć D.O, lecz nie dość, że wystartował z opóźnieniem, to jeszcze nie mógł się pochwalić najwyższą sprawnością. Więc gdy tamci zniknęli mu za rogiem jednej z zaśnieżonych chatek, ten zdecydował pobiec na skróty, przez jakąś boczną ścieżkę, która nie była aż tak zasypana śniegiem. Dzięki temu nadrobił spory kawałek drogi i wybiegł praktycznie zaraz na gonioną osobę.
Niestety też D.O poślizgnął się na lodzie i wpadł złodziejowi prosto pod nogi, przewracając go razem z tacą na zamarznięty chodnik. Szczęśliwie Yeol szybko ich dogonił i udało mu się uratować większość ciastek, które złapał, gdy tamci zaliczali twarde lądowanie. Kyungsoo jednak upadł bardzo niefortunnie na jedną z sakiewek złodzieja, z której wysypał się złoty pyłek. Osiadłszy na jego nosie i miękkich włosach, pył sprawił że D.O zaraz zaczął tak mocno kichać, że aż nie mógł się opanować. Dziesiąte kichnięcie sprawiło, że stało się z nim coś bardzo dziwnego.
- Stary, ty jesteś pingwinem! - wrzasnął zszokowany Chanyeol, stojąc z tacą ciastek i patrząc na niego z otwartą buzią. To był nawet dla niego niecodzienny widok.
Ale ten, za którym wszczęto pościg, szybko wygramolił się spod lekkiego jak śnieżny puch pingwinka i pobiegł dalej, już bez tacy, próbując uciec już tylko po to, by nie musieć odpowiadać za próbę kradzieży.
Yeol stał jednak dalej jak zaczarowany, a dopiero dźwięki wydawane przez zamienionego D.O wybudziły go jakby z transu, dając do zrozumienia, że złodziej właśnie ucieka.
- Wybacz, nie rozumiem po pingwiniemu - szybko powiedział, podrzucając Pingwinkowi pod stopę tacę tego, co udało im się uratować z rąk zbuntowanego elfa na usługach na pewno nie Mikołaja. Po czym w biegu jeszcze dodał. - Ale chyba trzeba go dalej gonić!
Więc ponownie pobiegł za nim, ale zatrzymał się po obmyśleniu nowego, genialnego planu. Wrócił się z powrotem do Kyungsoo, zabrał mu tackę, a następnie korzystając z tego, że złodziej biegnie wolniej i nie może przecisnąć się przez tłum, podniósł Pingwinka i spojrzał mu głęboko w oczy.
- D.O, musimy go spowolnić! - powiedział z powagą, po czym wymierzył, wziął zamach i wyrzucił w powietrze, wykrzykując coś jeszcze do lecącego Pingwinka. - Nie zawiedź mnie!
Początkowo odpowiadał mu tylko pingwini krzyk, lecz żeby było mało tego, D.O zaczął w locie z powrotem przemieniać się w człowieka.
- Nie rzucaj mną!!! - krzyknął do niego z góry, obawiając się o swoje życie i zdrowie, po czym z impetem uderzył w ściganego i oboje upadli, znowu się spotykając na nienajmiększym chodniku.
- O purwa, przepraszam! - Chanyeol złapał się za swoją elfią czapkę i zacisnął mocno zęby, a następnie podbiegł czym prędzej do leżących, by pomoc wstać nowemu przyjacielowi, a złodziejaszka pojmać.
Jak się okazało, wszystko niekoniecznie w tej kolejności.
- Mamy cię! - rzekł do bladosiwego człowieczka Yeol, podnosząc go za szelki trykotu, aby móc spojrzeć na jego twarz. - Mów wszystko, co wiesz, a to czego nie wiesz, też mi mów!
- Błagam, nie róbcie mi krzywdy! - prosił młody mężczyzna o siwych włosach i sino-białej cerze, a jego oczy koloru najzimniejszego błękitu zabłysły.
- Ja tylko jestem duży i czasem wyglądam na złego - uspokajał Chanyeol, rozluźniając uścisk na kostiumie złodzieja, lecz nie zamierzał go za żadne skarby puszczać. - A teraz gadaj, dla kogo pracujesz!?
- Dla Biedronki i Czarnego Ko… Znaczy dla Dziadka Mrozu!
(No bo przecież nie mógł dla Mrozeldy - ta stała się dobra, pamiętacie?)
Elf okazał się być lodowym elfem na usługach wyżej wymienionego Dziadka Mrozu - starszego pana, nienawidzącego Świętego Mikołaja. Każdej zimy stara się zepsuć święta, ale chyba nie muszę wspominać, że nigdy nie udaje mu się to.
Chłopcy popatrzyli po sobie. Pokiwali zgodnie głowami.
 - Dobra, masz nas - przemówił w końcu Kyungsoo, zakładając ręce na ręce, a w międzyczasie Chanyeol przerzucił sobie przez ramię lodowego elfa, by dostarczyć go samemu Mikołajowi, który osądzi go za próbę kradzieży.

Przyjaciele nie zostali na sądzie elfa, gdyż mieli dużo ważniejsze zadanie - po odzyskaniu magicznych ciasteczek, musieli nakarmić nimi Rudolfa!
- Jesteś pewien, że to wypali? - zwątpił na chwilę Yeol, dzwoniąc dzwoneczkami przy swojej czapce oraz otwierając drzwi stajni przed zamienionym z powrotem w człowieka D.O, który transportował wspomniane ciastka.
- Co się może nie udać? - wzruszył ramionami, spoglądając na renifera, który już chwilę temu wyczuł cudowną woń ciastek.
Nie pozostało już im nic więcej jak sprawić, by nos Rudolfa znowu zaświecił.

Mam nadzieję, że spodobało się Wam ☺
Pozdrawiam!
Sangrim

3 komentarze:

  1. O cholera XD Ale się porobiło... ostatni raz byłam tu ponad rok temu O.O No ale przynajmniej będę miała co czytać podczas tego miesiąca wolnego (o ile zaliczę ostatni egzamin w pierwszym terminie xD)
    Dla Biedronki i Czarnego Kota powiadasz, hmmm? XD Swego czasu oglądałam tę bajkę z przyjaciółką, bo była śmieszna xD Ale obraziłyśmy się na nią, kiedy drugi sezon nie wyszedł w tym terminie, w którym miał xD
    Strasznie mi się podoba ten świat z Rudolfa xD No po prostu bajka xD
    Meh... Odzwyczaiłam się od pisania komentarzy xD I tęskniłam za wami xD I przepraszam, że tak długo tu nie zaglądałam, a w ramach rekompensaty podsyłam internetowy sernik xD
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczy się, że zaliczyłaś swój comeback tutaj, chociaż szczerze mówiąc tamten rok był przydziadowany pod względem postów XD
      Ależ skąd, któż tak zasugerował? B)
      A to to nic nie szkodzi XD
      Awww, to takie miłe ^^♥
      Sernikiem oczywiście nigdy nie pogardzimy- nie nie nie! B) Nie mamy za wiele do zaoferowania, ale może... kawałek pizzy? xD (W sumie dziś jest podobno dzień pizzy, możemy to uczcić.)
      Pozdrowionka! ♥

      Usuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń